Sceny z matką wzruszają nas do łez. To piękny, wzruszający, liryczny film. Reżyserskie mistrzostwo świata...
Zbiegiem okoliczności, następnego dnia oglądamy nagrany wcześniej film holendersko-norweski "Niknięcie" reż. Boudewijn Koole. Film arcydzieło. Coś co kochamy najbardziej.
Oszczędność środków wyrazu. Chłód skandynawskiej zimy jest znakomitą scenerią chłodnych relacji matki z córką a wszystko podniesione na wyżyny muzyki klasycznej Schuberta i subtelnych dźwięków lodowca w tle, rejestrowanych przez Bengta - pasierba Roos,
fotografki, która odwiedza matkę na dalekiej północy. Odchodzenie, niknięcie , oswajanie śmierci aż do ostatniej sceny, sprawia, że ustalamy swoje znikanie. Obie chcemy maksymalnego uproszczenia, kremacja, bez uroczystości pogrzebowych co sobie wzajemnie przyrzekamy a w uszach wciąż nam pozostanie piękny kawałek Shirley Horn z dwuosobowego party na zamarzniętym jeziorze...
Oba filmy to ukochane przez nas kino nastroju, tak rzadko dziś do znalezienia... polecamy