Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

czwartek, 26 sierpnia 2021

Pogoria IV i III

 Zadowolone z nabycia bagażnika na rowery ( wiązało się to z dodatkowymi zabiegami, hak + dodatkowa tablica rejestracyjna) postanawiamy zrobić kolejną wycieczkę rowerową. Tym razem pada na akweny wodne Śląska, Pogoria III i IV. Polecone przez Kasai.podróże.eu z fantastycznym komentarzem i zdjęciami. Nasze rowery mają zasięg 50 km, dlatego część trasy musimy pokonać autem. Dzień zapowiada się pięknie. Od rana słońce. Wykupujemy parking i z góry robię pierwsze zdjęcie rozlewiska, zaskoczona ilością biwakujących na jeziorem turystów. 

                                                         














Wybieramy trasę w prawo, lekko zdezorientowane wypatrujemy rowerzystów...Jest kilka dróg...Ruszamy za autem. Dookoła sporo piachu, ale skoro auto daje radę tzn. jest droga. Już po chwili mijają nas kłady, całe upieprzone w błocie, ale oni to lubią. Na  przeciwko wyłania się kawalkada samochodów terenowych, które mijają nas z rykiem silników. My, niestety, nie dajemy rady. Zsiadamy i zaczynamy pchać rowery przez niewyobrażalną piaskownicę. Nasze rowery ze względu na akumulatory ważą ok 25 kg. Zresztą, dołożyłyśmy do tego co nieco, załadowując sakwy na piknik. Po kilometrze pchania, jesteśmy mokre a droga zamieniła się w bajoro błota, nieprzejezdne...

                                                                




Uciekam do lasu. Próbuję się przedrzeć do jakiejś ścieżki leśnej ale dookoła same rozjeżdżone kładami piachy. Spotykamy kolejnych rowerzystów. Przez chwilę udaje nam się jechać. Wyprzedzamy ich. Niestety, znowu droga zamienia się w piaskownicę. Docierają do nas mijani rowerzyści. Mają lekkie rowery. Dziewczyny w bikini, z powodzeniem znoszą upał. Teraz pchamy swoje pojazdy zespołowo... i zespołowo błądzimy. W końcu rozdzielamy się. My musimy odpocząć. Gdy ruszamy ponownie docieramy do podmokłego lasu a droga zamienia się w jezioro... Mamy za sobą jakieś pięć kilometrów pchania (powrót nie wchodzi w grę). Kluczymy z wysepki na wysepkę, w końcu obie toniemy po kostki w bagnie. Docieramy na coś w rodzaju grobli. Słyszymy głosy. Pytam czy jest tam jakaś droga ? Pada odpowiedź, że tak, nawet asfaltowa. Po ułożonych gałęziach próbujemy przedrzeć się przez strumień. Niestety tonie mi rower, wyciągam go resztką sił. Jestem już na drugim brzegu. Pomagam Ewie przejść po gałęziach i nie utopić roweru... Docieramy do drogi. Spotykamy dwóch mężczyzn. Ewie wyrywa się : Nareszcie jakaś cywilizacja !!! Panowie na to : to skąd Panie wracacie ?  - z PIEKŁA !!! odpowiadam. Docieramy do Piekła (miejscowości).

                                                               



   To ślad satelitarny naszego kluczenia przez bagna....   :(

W końcu jesteśmy na ścieżce rowerowej. Spokojnie możemy stwierdzić, że mijają nas tłumy. Cywilizacja mobilna - rolki, hulajnogi, rowery, biegacze, chodziarze z kijkami nordic walking. Jesteśmy dwubiegunowe : Ewa w euforii, bo przygoda, ja w rozpaczy do łez. Przez chwilę myślałam, że się stamtąd nigdy nie wydostaniemy. Akumulator wysuszyłyśmy skarpetkami i zadziałał. Na szczęście. Dalsza trasa była cudowna... piękne widoki. Jechało się bosko. Nad Pogorią III plaża, molo, tłumy plażowiczów (jakby nigdy nie było pandemii).

                                                                  





 To był ostatni dzień lata. Teraz deszcze i ziąb. Już spakowałyśmy meble i leżaki z tarasu. Czek nas demontaż pawilonu ogrodowego. Trzeba poczekać na pogodniejszy dzień. Z pewnością zrobimy jeszcze jesienny wypad na Pogorię I i II. A póki co, trzeba posadzić nowe truskawki i wszystkie cebule tulipanów. Mam nowe miejsce pod funkie i hosty, czyli do roboty.... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz