Mamy w planie jeszcze kilka takich siedzisk, coby w sobotnie "majówkowe" party goście mieli na czym siedzieć.
I zaraz później nastały chłody i przyszła pora deszczowa a z nią niemałe utrapienia. W porównaniu z spustoszeniem jakie poczyniły opady na Dolnym Śląsku i Podkarpaciu (4 tys. ludzi odciętych od prądu, zagrożenie powodziowe), można powiedzieć, że nasz dom wyszedł z nich "obronną ręką".
Należało podjąć natychmiastową decyzję obcięcia rynien (przygotowanych pod budynkiem do systemu odprowadzania wody poprzez studzienki odwadniające) i pośpiesznie zasypać powstałe wykroty wypełnione wodą. Nie muszę mówić, jaka to była akcja w ulewie, błocie - ratowania fundamentów domu przed podtapianiem.... System odprowadzania deszczówki musi poczekać. Droga dojazdowa niemal natychmiast zamieniła się w regularne bajoro, aż jeden z naszych pracowników zamoczył buty, przejeżdżając przez nie samochodem.
data (w kamerce samochodowej chwilowo się rozprogramowała, właściwa to 17.05.2014
Wokół posesji po prostu stała woda, u budującego się sąsiada również ale w domku bajecznie, wprost cudownie. Po pierwsze cieplutko (nasza koza znakomicie poprawia nam nastrój), możność wypicia kawy a do tego zawsze jakiś "maszkiecik" wpływało na kontynuowanie z powodzeniem prac wykończeniowych. Na ten moment Ewa postawiła wszystkie szkielety ścianek działowych ( z moją pomocą, potrafię już nieźle operować piłą elektryczną, choć na początku przecięłam przewód).Niestety zdarzały się też wypadki przy pracy : mocowanie profili wbiło się Ewie w plecy a upadająca belka zraniła jej nogę :(
Znajomy Ewy, Pan Tadek wykonał całą instalację hydrauliczną na poddasze, do łazienki, ubikacji i kuchni.
Nabyłyśmy też 80 litrowy bojler elektryczny, który w akrobatyczny sposób (ryzykując życie !!!) wciągnęłyśmy po drabinie !!!! na poddasze....Po prostu : nie ma na nas mocnych...
Jakby problemów z aurą było mało, do pasji doprowadziły nas szpaki, które "osrały" część świeżo otynkowanej ściany i wyrywając wełnę mineralną z niezabudowanego jeszcze podbitką stropu - zbudowały nam pod dachem gniazdo.
Wykryłyśmy je dopiero po kilku dniach mycia elewacji i uzupełniania wyszarpanej wełny... Gniazdo z niebieskim jajeczkiem usunęłyśmy, mimo rozterek serca ( obie kochamy ptaki). Jeszcze w kolejny ulewny dzień (przestój) nasi fachowcy od elewacji, wraz z nami, zabezpieczyli ściany wypełnione wełną - folią i mamy przygotowane pomieszczenia do wylewek posadzki tzw. chudziaku.
A nasz wspaniały elektryk zamontował urządzenie umożliwiające otwieranie bramy garażowej na pilota.
Mamy też nową obkaszarkę - raz już użytą ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz