Po pierwsze : z Bornholmu przywiozłyśmy upominek : blaszaną mydelniczkę, która będzie ozdobą przyszłej łazienki...
Miejsce po pryzmie ziemi zamieniło się w całkiem fajną rabatkę kwiatową a zasadzone wiosną iglaki puściły pędy, musi się przyjęły :)
Obramowanie garażu płytami betonowymi i mój pomysł obsadzenia dziur rozchodnikiem a w przyszłości innymi skalniakami,
odwzajemnił uczucia pokrywając się kwieciem adekwatnym do kolorystyki elewacji.
Ewa zrobiła mi wspaniałą niespodziankę : podczas mojej nieobecności wspólnie z sąsiadem wykończyła pokój na poddaszu.
Pompa do rozprowadzania powietrza z kominka została obudowana i zrobiła się z tego półka na kwiaty doniczkowe . Wszystkie połączenia płyt gipsowo kartonowych pokryto szpachlą
a podłogę tymczasowo ( z braku paneli podłogowych) przykryłyśmy wykładziną z białego tworzywa skóropodobnego. Zrobił się z tego przytulny pokój gościnny.
tak wyglądał wcześniej...
To nie wszystko : schody dostały niklowane poręcze, które Ewa sama docinała, sztukowała i montowała ... ja tylko donosiłam narzędzia w panice próbując rozszyfrować, która to "boszka" a która to piła tarczowa... reasumując, teraz boję się troszkę mniej, przy schodzeniu... ale tylko troszkę.
Kupujemy kilkanaście palet i konstruujemy z nich tymczasowy taras : Ewa odrywa z nich deski i przybija je ponownie ciaśniej (teraz nie będą wpadały nogi krzeseł w szczeliny) . Ja dowożę taczkami ziemię i wspólnie próbujemy je wypoziomować. Kolej na szlifowanie, polerowanie i pokrycie impregnatem. Prace wciąż trwają, co nie przeszkadza nam w przesiadywaniu i goszczeniu się na tarasie w pełnym słońcu...
raz nawet tańczymy do "Blue Skies" Jamiroquai. :)
Rozstawiamy siatkę do badmintona i mamy okazję wieczorami popracować nad sprawnością...
Skrzynki warzywne też odwzajemniły uczucia jakim je obdarzono : od wiosny mamy sałatę, rzodkiewki, szczypiorek, fasolkę, ogórki, pomidory... Boże co za smaki !!! zielone pomidory są słodkie !
a świadomość, że wszystko jest wolne od chemi, sprawia,
że celebrujemy nasze posiłki jakbyśmy jadły w najlepszej boskiej restauracji....
Koszę trawę i wieczorem opatruję odciski na palcach a o zmierzchu spoglądam z oddali na światło w oknach naszego domu. Dookoła cisza ... daleko z oddali dobiega szum samochodów na "jedynce".
Byłyśmy w kinie na " Zjednoczonych stanach miłości" Tomka Wasilewskiego, bo dostał nagrodę w Berlinie i zachwyciły nas jego "Płynące wieżowce"... film ohydny, ponury. Wszystko jest szare, brudne. Peerelowska rzeczywistość, która aż taka paskudna nie była - tu stanowi tło życia czterech kobiet, pozbawionych miłości, radości i sprowadzonego do spółkowania, równie obrzydliwego jak ich egzystencja. Po co Tomek zrobił taki film ? Co chciał pokazać ? To nie jest spojrzenie uniwersalne na ponure życie wielu kobiet.
Nie polecamy...
Wspomniałam o równowadze... nie piszę o strachu, smutkach
i rozpaczy, których nie szczędzi nam los...
Kochamy jesień i Babie Lato... drewno na zimę uzupełnione a my czekamy do przyszłego roku, bo ma szczęśliwą siódemkę w tytule.
Mnóstwo wspaniałości u Was, pięknie! Uściski dziewczyny :***
OdpowiedzUsuńDzięki Małgoś, zapraszamy jak będziesz gdzieś obok nas... My Ciebie bardzo przytulamy...
OdpowiedzUsuńGratulacje tak pięknie u Pań. Trzymam mocno kciuki za wszystko.
OdpowiedzUsuńDziękujemy i zapraszamy serdecznie :)
OdpowiedzUsuń