22
lipca RUMUNIA
Późnym popołudniem wjeżdżamy do Rumunii. Myślę o Czauczesku, o indoktrynacji i
sponiewieraniu tego narodu. Ewa koryguje moje poglądy, faktycznie
widać różnicę już przy wjeździe na granicy. Kultura, świetnie
wyglądające przejście w Ungheni. Mili celnicy.Planujemy zobaczyć
bezcenne pokryte malowidłami Monastery z bezcennymi ikonami,
zwłaszcza Suczavica – wpisany do rejestru zabytków klasy
światowej Unesco.
uzupełniamy pojemniki z wodą z ujęcia przy drodze i opuszczamy agroturystyczne gospodarstwo, w którym w zagrodzie wspólnie z dwiema świniami pasł się dzik i cała czereda kotów.
Tymczasem po zobaczeniu pierwszego napotkanego drogowskazu, zjeżdżamy do Monastyru w Vadu Moldowei. Jest rześki poranek, przekraczamy bramę kompleksu wokół Monastyry, napotykamy grupę rumuńskich pielgrzymów : dzieci, starców z prowadzącym ich młodym popem.Przechadzamy się po dziedzińcu, podsłuchujemy śpiew modlących się mniszek i zachwycamy się przepięknym ogrodem pełnym róż, kwitnących oleandrów i innych roślin.
po prawej stronie pod ścianą - modlące się mniszki....
Podchodzi do nas (chyba) Ksieni tego monastyru i w angielskim i francuskim języku zaprasza na poczęstunek. Podążamy za nią i zasiadamy wraz z pielgrzymami do stołu na tradycyjny klasztorny posiłek : ziemniaki ugniecione z cebulą i pietruszką, żur ( lub tego rodzaju podobna kwaśna zabielona zupa) – smaczny. Do tego chleb, woda i kiszone zielone pomidory, papryka, ogórki. Wprawdzie to nie nasz śniadaniowy zestaw, ale smakuję wszystko, ale najcudowniejsze z tego poranka było znaleźć się pośród tej rozmodlonej grupy, wspólnie odmówić Ojcze Nasz przed posiłkiem ( my po swojemu , oni po swojemu) i zasiąść do jego spożycia. To było mistyczne śniadanie.... kilkudziesięciu osób w zupełnej ciszy....tak pięknym wstępem do naszej podróży po Rumunii.
Zajeżdżamy do pięknej miejscowości Falticeni,
gdzie Ewa wymienia euro na leje i plasujemy się w restauracji z Wi-Fi . Ładujemy telefony, GPSa, kamerę i komputery i oczywiście zamieszczamy kolejne odcinki na blogu.
Kolejnym naszym miastem już na Bukowinie jest Suceava. Znajdujemy Biuro turystyczne skąd dostajemy mapkę i foldery reklamujące wycieczkę po Monastyrach. Od tego momentu wyznacza ona naszą podróż przez Bukowinę. Po drodze mijamy szereg wiosek i wioseczek, które przypominają baśniowy świat... nie ma dwóch identycznych domów, wszystkie maja czarujące ozdoby : malunki na ścianach, koronkowe dachy ze srebrnego metalu i takie same zadaszenia na studniach. Każdy dom ma przed frontowym wejściem studnię, a ta z kolei przepiękne zadaszenie przypominające miniaturowy pałacyk. Mam nieustanne wrażenie , że te domki przypominają domki dla dzieci. Ewunia zwraca moją uwagę na pokrycie dachowe na wielu z domostw : to gont. Mozaika układanych klepek drewnianych przycinanych w koronkowe wzory na dachu i na ścianach domostw. Wiele z domów jest pokrytych eternitem, ale wszystkie toną w kwiatach i baśniowej kolorystyce elewacji.
Kierujemy się do pierwszego Monastyru : to Dragomirna... jesteśmy oczarowane...
Jest popołudnie. Zatrzymujemy się na polu
namiotowym obok Monastyru. Kosztuje nas to 15 lei od osoby, ale mamy
dostęp do łazienki z ciepłą wodą.Rozbijamy namiot, gotujemy
makaron, do niego piwka z Ukrainy – zaoszczędzone – miały być
ewentualnym souvenirem dla celników na Mołdawii...:) Mamy farta. Za
to robimy sobie podwójną kąpiel : wieczorem i rano, zupełnie nie
oszczędzając wody. Włoch z Campera prosi o napisanie mu tekstu po
rosyjsku : to informacja, że spotkał go kłopot/problem i prosi o
możliwość skontaktowania się telefonicznego z Ambasadą Włoską
na Ukrainie z dr...jakimś tam (to jego kolega). Piszę mu to, ale nie
daję głowy, czy nie z błędami. Nie zdążyłam mu powiedzieć ,
że można się tam znakomicie porozumieć po angielsku.Wcześnie rano
przed odjazdem wkładam mu za wycieraczkę alfabet rosyjski z jego
odpowiednikami w naszym „wspólnym” alfabecie.Powiedział, że ma
problem z rozumieniem napisów w języku rosyjskim.Może mu się
przyda.
Przed nami kierunek najznakomitszego z Monastyrów polecanych do obejrzenia przez Internet - to Sucevita. Po drodze zjeżdżamy do Patrauti (monastyru poszukiwanego przez dzień wcześniej spotkanych Polaków). Trafiamy na niego przypadkiem. Znowu mamy farta. Na spotkanie wychodzi nam młoda Pani Kustosz, oprowadza nas i opowiada o freskach. Ewunia kupuje mi w prezencie album w języku polskim z tego Monastyru – 35 lei, wejście po 5 lei od osoby i taka cena jest w większości monastyrów, przy czym za fotografowanie i użycie kamery, żądają dodatkowej dopłaty. Świątynia w Patrauti powstała w 1485 r. Cała pokryta jest średniowiecznymi freskami uzupełnionymi przez cykl religijnych obrazów w stylu neorenesansowym.
Jest już wieczór, ruszamy w drogę w poszukiwaniu
noclegu. Zatrzymujemy się przed jakimś hotelem z restauracją pytam
o możliwość rozbicia na tyłach namiotu (nie mam pojęcia jak jest
namiot po angielsku, moi rozmówcy znają ten język lepiej ode mnie,
a ja ich kompletnie nie rozumiem) Szef tego ustrojstwa stanowczo mi
odmawia proponując pokój w swoim hotelu. Jestem zdruzgotana.
Uświadamiam sobie, że chyba się z nimi będzie trudno dogadać,
odjeżdżamy trochę przygnębione.... W końcu zauważamy jezioro i
namioty i tabliczkę przy zjeździe : Private...Ryzykujemy.Próbujemy
się dogadać z obozowiczami w sprawie noclegu (to młodzi wędkarze),
odsyłają nas do właściciela. Wychodzi jakiś bezzębny dziadek i
w swoim języku stanowczo nam odmawia, ale wjeżdża faktyczny
właściciel i nie tylko pozwala nam rozbić namiot, ale jeszcze
proponuje schronienie w razie deszczu w takim letnim domku, pokazuje
, gdzie jest WC i przynosi ze swojego ogrodu talerzyk małych
pomidorków koktajlowych, paprykę i młode cukinie. Jesteśmy
szczęśliwe, uśmiechamy się a on zapewnia nas , że to wszystko za
darmo....Trochę się ochładza, w nocy marznę a po kilku dniach
będę miała problem z przełykaniem, ale póki co rano robimy
śniadanko,
uzupełniamy pojemniki z wodą z ujęcia przy drodze i opuszczamy agroturystyczne gospodarstwo, w którym w zagrodzie wspólnie z dwiema świniami pasł się dzik i cała czereda kotów.
Tymczasem po zobaczeniu pierwszego napotkanego drogowskazu, zjeżdżamy do Monastyru w Vadu Moldowei. Jest rześki poranek, przekraczamy bramę kompleksu wokół Monastyry, napotykamy grupę rumuńskich pielgrzymów : dzieci, starców z prowadzącym ich młodym popem.Przechadzamy się po dziedzińcu, podsłuchujemy śpiew modlących się mniszek i zachwycamy się przepięknym ogrodem pełnym róż, kwitnących oleandrów i innych roślin.
po prawej stronie pod ścianą - modlące się mniszki....
Podchodzi do nas (chyba) Ksieni tego monastyru i w angielskim i francuskim języku zaprasza na poczęstunek. Podążamy za nią i zasiadamy wraz z pielgrzymami do stołu na tradycyjny klasztorny posiłek : ziemniaki ugniecione z cebulą i pietruszką, żur ( lub tego rodzaju podobna kwaśna zabielona zupa) – smaczny. Do tego chleb, woda i kiszone zielone pomidory, papryka, ogórki. Wprawdzie to nie nasz śniadaniowy zestaw, ale smakuję wszystko, ale najcudowniejsze z tego poranka było znaleźć się pośród tej rozmodlonej grupy, wspólnie odmówić Ojcze Nasz przed posiłkiem ( my po swojemu , oni po swojemu) i zasiąść do jego spożycia. To było mistyczne śniadanie.... kilkudziesięciu osób w zupełnej ciszy....tak pięknym wstępem do naszej podróży po Rumunii.
Zajeżdżamy do pięknej miejscowości Falticeni,
gdzie Ewa wymienia euro na leje i plasujemy się w restauracji z Wi-Fi . Ładujemy telefony, GPSa, kamerę i komputery i oczywiście zamieszczamy kolejne odcinki na blogu.
Kolejnym naszym miastem już na Bukowinie jest Suceava. Znajdujemy Biuro turystyczne skąd dostajemy mapkę i foldery reklamujące wycieczkę po Monastyrach. Od tego momentu wyznacza ona naszą podróż przez Bukowinę. Po drodze mijamy szereg wiosek i wioseczek, które przypominają baśniowy świat... nie ma dwóch identycznych domów, wszystkie maja czarujące ozdoby : malunki na ścianach, koronkowe dachy ze srebrnego metalu i takie same zadaszenia na studniach. Każdy dom ma przed frontowym wejściem studnię, a ta z kolei przepiękne zadaszenie przypominające miniaturowy pałacyk. Mam nieustanne wrażenie , że te domki przypominają domki dla dzieci. Ewunia zwraca moją uwagę na pokrycie dachowe na wielu z domostw : to gont. Mozaika układanych klepek drewnianych przycinanych w koronkowe wzory na dachu i na ścianach domostw. Wiele z domów jest pokrytych eternitem, ale wszystkie toną w kwiatach i baśniowej kolorystyce elewacji.
Kierujemy się do pierwszego Monastyru : to Dragomirna... jesteśmy oczarowane...
Przed nami kierunek najznakomitszego z Monastyrów polecanych do obejrzenia przez Internet - to Sucevita. Po drodze zjeżdżamy do Patrauti (monastyru poszukiwanego przez dzień wcześniej spotkanych Polaków). Trafiamy na niego przypadkiem. Znowu mamy farta. Na spotkanie wychodzi nam młoda Pani Kustosz, oprowadza nas i opowiada o freskach. Ewunia kupuje mi w prezencie album w języku polskim z tego Monastyru – 35 lei, wejście po 5 lei od osoby i taka cena jest w większości monastyrów, przy czym za fotografowanie i użycie kamery, żądają dodatkowej dopłaty. Świątynia w Patrauti powstała w 1485 r. Cała pokryta jest średniowiecznymi freskami uzupełnionymi przez cykl religijnych obrazów w stylu neorenesansowym.
Kolejnym
celem naszego zwiedzania jest : Sucevita i mamy jeszcze nadzieję, że
odnajdziemy wioskę zamieszkaną przez Polaków – to Plesza
(podobno jest gdzieś w pobliżu, ale później okaże się, że
musimy nadkładać 39 km , żeby ją odnaleźć). Po drodze docieramy do
Monastyru obronnego Putna.
Zaraz przy wejściu jakiś mnich każe nam się okryć. Zakładamy obie z Ewunią jakieś czarne chałaty z długimi rękawami, zasłaniające kolana. Wchodzimy do środka Monastyru i tam dostrzegam wiele młodych dziewcząt w bluzkach na ramiączkach, odsłaniających brzuchy, również parę osób w krótkich spodniach. My się pocimy jak smok w naszych strojach wzbudzając zaciekawione spojrzenia. Jestem zła . Dlaczego nas tak potraktował ?! Jesteśmy gorsze od innych !? Ja miałam długie spodnie i przysłonięte ramiona, jedynie Ewunia miała, krótkie szorty. Lecą mi łzy. Ewa tłumaczy mi, że to wszystko przypadek a nie jakieś zamierzone działanie. Po prostu tamte dziewczyny nie zostały zauważone i przeszły... i że nie zrozumiałam tego mnicha przy wejściu bo tylko Ewuni kazał się zakryć, ale ja od razu też ubrałam ten chałat.
No nic, czas poszukiwań Pleszy rozprasza moje rozterki i w końcu do niej dojeżdżamy jakąś polną drogą....
Zaraz przy wejściu jakiś mnich każe nam się okryć. Zakładamy obie z Ewunią jakieś czarne chałaty z długimi rękawami, zasłaniające kolana. Wchodzimy do środka Monastyru i tam dostrzegam wiele młodych dziewcząt w bluzkach na ramiączkach, odsłaniających brzuchy, również parę osób w krótkich spodniach. My się pocimy jak smok w naszych strojach wzbudzając zaciekawione spojrzenia. Jestem zła . Dlaczego nas tak potraktował ?! Jesteśmy gorsze od innych !? Ja miałam długie spodnie i przysłonięte ramiona, jedynie Ewunia miała, krótkie szorty. Lecą mi łzy. Ewa tłumaczy mi, że to wszystko przypadek a nie jakieś zamierzone działanie. Po prostu tamte dziewczyny nie zostały zauważone i przeszły... i że nie zrozumiałam tego mnicha przy wejściu bo tylko Ewuni kazał się zakryć, ale ja od razu też ubrałam ten chałat.
No nic, czas poszukiwań Pleszy rozprasza moje rozterki i w końcu do niej dojeżdżamy jakąś polną drogą....
pięknie opisane, to były niesamowite przeżycia....
OdpowiedzUsuń