Adam Mickiewicz
...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz
niedziela, 25 grudnia 2016
wtorek, 6 grudnia 2016
Nie pojadę do Japonii...
Kiedyś,
od Ewy dostałam książkę Joanny Bator „Japoński wachlarz. Powroty”. Czekała
trochę… To dokument wielu lat spędzonych w Japonii, przez autorkę. Nagrodzony.
ZNAKOMITY.
Tak bardzo, że po jego odłożeniu, wykreślam największe swoje
marzenie : podróż do Japonii. Joanna Bator przez około czterysta stron
uświadomiła mi, że to, za czym tak
kwiliła moja dusza,
w rzeczywistości nie istnieje… Japonia to moja obsesja
odkąd pamiętam. Na początku była fascynacja akwarelami Grabiańskiego (może
dlatego, że to najbardziej bliskie mi farby ?),
kolejno zatrzymywałam się na
nie - olejnych obrazach. Tak trafiłam na pastele Wyspiańskiego, jego omdlewające
kwiaty, śpiące dzieci…
Te moje zauroczenia były totalne : czytałam wszystko co
wpadło mi w ręce ( a z racji zawodu, miałam dostęp do większości publikacji) . Później był Kulisiewicz , Gielniak ...
i w końcu
mój przyjaciel Leszek Hajdamowicz , którego grafiki oglądam codziennie…
Gdzieś
po drodze natknęłam się na wzmiankę o fascynacji Wyspiańskiego malarstwem japońskim. Było ono inspiracją
wielu artystów… i tak to się zaczęło. Od poszukiwań obrazów, ilustracji, rycin i dalej i dalej…
sztuka, literatura, historia, film, buddyzm ZEN. O Boże te oszałamiające prostotą grafiki...
Chyba pierwsza powieść , to była
„Kobieta z wydm” Kobo Abe. Ostatnia to „Sztuka prostoty” Dominique Loreau,
która 26 lat spędziła w Japonii. Było tego sporo. W końcu pod wpływem filmu
Petera Greenawaya „Pillow Book”, którym reżyser składa hołd, japońskiej sztuce pisania – robię sobie
tatuaż wybierając dwa symbole kanji (do dziś
nie wiem, czy ich połączenie oznacza dokładnie to, co sama rozumiałam).
Jakieś
kolejne urodziny świętuję w japońskiej restauracji w Sydney… Wystarczy.
Tymczasem,
czytając szczerze i najrzetelniej przedstawiony obraz współczesnej Japonii pisany przez jej znawczynię i wielbicielkę,
doświadczałam kolejnych rozczarowań. Niektóre tytuły rozdziałów wymownie sygnalizowały zawartość : cyt. gejsza
i Barbie, […] czytanie na stojaka, miasto na ruinach dawnego świata, puste
centrum labiryntu, między paczinko a karaoke, słodka kulturka, bananomania,
kabuki na odwrót w wersji pop, od gejszy do hostessy, japoński mózg, itd.
Japonia
jest dla Joanny Bator, cyt. : przygodą na
całe życie[…] pisze dalej, [ … ]po kilku miesiącach w Polsce zaczynam tęsknić
za pejzażem, który na początku pozbawił mnie słów i tchu. […]
Cudownie
opisuje współczesne obyczaje, nieporozumienia z cudzoziemcami, jedzenie, które
w tym kraju jest podniesione do rangi sztuki, ceremonie i święta, teatry i
miasta, umiłowanie czystości, celebrowane w licznych onsenach i sentõ.
Analizuje egzotykę zachowań, nie spotykanych nigdzie indziej. Tymczasem to, co
tak doskonale opisuje, mnie coraz bardziej zniechęca. Odrzuca mnie masowe
czytanie książek w telefonach i literatura tworzona dla tychże ( cała lekkostrawna
twórczość Banany Yosimoto) . Wszystkiego nie fajnego, jest tam w nadmiarze :
salonów paczinko i karaoke, kiczowatych hoteli miłości i tej „słodkiej kultur
ki” [J.B.] słodziakowatość, różowości, mięciutkość, puszystość wszędzie i we
wszystkim – po prostu kawaii. Joanna Bator przytacza słowa Alexa Kerra, że
„japońska kultura zdziecinniała” i dalej pisze sama,
”Japonia
tonie we wszechobecnej słodyczy, jak w syropie truskawkowym”.
Chyba
nie chcę tego oglądać na własne oczy i nie pokocham komiksów manggha oraz słodkiej
buzi Hello Kitty. Infantylizacji upodobań, stylizowania się kobiet na wieczne
dziewczynki. „Zalania betonem i plastikiem dawnej wielowiekowej kultury” i tych
ogrodów
wielkości „piaskownicy” jak pisze Joanna Bator. Tak jak my,
zafascynowani jesteśmy kulturą Japonii tak samo Japończycy zafascynowani są
zachodnią kulturą i wszędzie dają temu
dowód
od francuskich pałacyków po weneckie gondole… ciekawi mnie co się kryje
pod ostatnimi słowami, autorki mojego ukochanego bloga: "Chichiro o świecie",
po przeprowadzeniu się do Japonii ?
Kroplą,
która przeważyła szalę, jest ten
fragment książki :
[…]”Amerykańska
antropolożka Lisa Dalby porównywała gejszę do drzewka bonsai, ale metaforę tę, można odnieść do japońskiej idei kobiecości w ogóle ; tak
gejsza „przycinana” i
„naginana” była do ideału „kobiety rozrywkowej”, tak każdą inną osobę płci
żeńskiej wychowywano na „kobietę domową”. Obie – choć w inny sposób – miały
służyć mężczyźnie : pierwsza w domu, druga poza nim. […] Uważano, że dziewczęta powinny się wyzbyć najmniejszej skłonności do
egoizmu i służyć innym. […] Jak w każdej kulturze wyżej ceniącej to co męskie,
japońska definicja kobiecości zawierała więcej ograniczeń wolności osobistej,
ekonomicznej, politycznej niż definicja męskości. Japonkom nigdy wprawdzie nie
zniekształcano stóp jak małym Chinkom, ale jeszcze do niedawna japońskie matki
dbały, by ich córki spały w odpowiedniej, „przyzwoitej” pozycji, ze złączonymi
nóżkami i rączkami wyciągniętymi wzdłuż tułowia lub skrzyżowanymi na piersi.
Tak długo poprawiały śpiące dziecko, aż jego ciało przyswoiło sobie ten nakaz.
[…] Skromność, powściągliwość, posłuszeństwo, całkowite poświęcenie dla innych,
umiejętność bycia przydatną, lecz niewidzialną to cechy idealnej japońskiej
kobiety. „ Po tym fragmencie, wezbrane
we mnie współczucie ustąpiło zniechęceniu do zbliżenia się z tą nacją.
Pozostanę
wierna nieustannemu zainteresowaniu literaturą
i kinematografią tego kraju. Nadal
będę podążać śladami innych podróżników, jak Kasi (autorce bloga :Kasai ) na
spotkanie z którą , zaciągnęłam kilka osób… Narracja i zdjęcia fantastyczne. A
książkę „Japoński wachlarz. Powroty” polecam, jak wszystkie wcześniej
wymienione…
wtorek, 15 listopada 2016
Idzie zima...
Jeszcze zima, ptaki chudną,
chudym ptakom głosu brak.
W krótkie popołudnia grudnia
w białej chmurze milczy ptak.
Jeszcze zima, dym się włóczy,
w wielkiej biedzie żyje kot
i po cichu nuci, mruczy:
kiedy wróci trzmiela lot...
Pod śniegiem świat pochylony,
siwieje mrozu brew.
To pora zmierzchów czerwonych,
to pora czarnych drzew.
A wiatr w kominie śpi, bo ciemno.
A ja? Co ja? Co będzie ze mną?
piątek, 4 listopada 2016
sobota, 29 października 2016
"Ostatnia Rodzina"
„Ostatnia
Rodzina”
Znakomicie
zrealizowana historia, pozornie normalnej rodziny.
Mistrzostwo
reżysera Jana Matuszyńskiego, polega m.in. na konsekwentnym realizowaniu historii codziennego życia, w taki sposób, jakby to
było życie typowej polskiej rodziny, a przecież wiemy, że to biografia
wyjątkowych osobowości : Zdzisława Beksińskiego – artysty grafika, malarza,
fotografika i jego syna Tomka
Beksińskiego, znakomitego znawcy muzyki, felietonisty, dziennikarza, tłumacza… a
także Zofii, żony i matki, która była kręgosłupem tej rodziny, kto wie czy nie
równie ważnym…
W pierwszej chwili wydaje nam się, że znamy takie domy, relacje rodzinne, problemy z wychowaniem dzieci, opieką nad starszymi
i wtedy ze zdumieniem spostrzegamy odchylenia od tego co znamy, te różnice zaczynają się mnożyć. I od tej chwili film nas porywa
i trzyma w napięciu do końca…
Kolejne kadry wciągają nas w swoisty danse macabre, jakim opętani byli obaj Beksińscy.
Jeden rejestrując kamerą, kolejne śmierci domowników
W pierwszej chwili wydaje nam się, że znamy takie domy, relacje rodzinne, problemy z wychowaniem dzieci, opieką nad starszymi
i wtedy ze zdumieniem spostrzegamy odchylenia od tego co znamy, te różnice zaczynają się mnożyć. I od tej chwili film nas porywa
i trzyma w napięciu do końca…
Kolejne kadry wciągają nas w swoisty danse macabre, jakim opętani byli obaj Beksińscy.
Jeden rejestrując kamerą, kolejne śmierci domowników
i
powielając ten temat w nieskończoność, w swoich obrazach. Drugi wieszając sobie obrazy ojca i własne klepsydry, podejmuje
kolejne próby odebrania sobie życia, do ostatniej, udanej …
którą
zapowiada w ostatniej audycji radiowej pod koniec 1999 r., będącym równocześnie,
ostatnim rokiem Milenium.
Ktoś określił ten film jako „słodko- gorzki” ,
ja bym dodała : arcydzieło w oddaniu zwyczajności, która taką zwyczajnością nie
jest… Przepiękne zdjęcia Kacpra Fertacza, znakomita muzyka. Dopiero teraz
rozumiemy rozterki egzystencjalne Tomka,
i obserwujemy osobowość autora makabrycznych obrazów…
i obserwujemy osobowość autora makabrycznych obrazów…
Kiedyś
zafascynowana postacią o.o. Dominikanina Józefa Marii Bocheńskiego
przywłaszczyłam sobie jego ideę… Otóż nad biurkiem, przy który pracował, przymocował maksymę :
Memento Mori (pamiętaj o śmierci) i uzasadnił to, twierdząc,
że ten napis wymusza na nim nieustanne aktywne życie, w którym nie wolno zmarnować ani minuty, godziny , czy dnia…
Memento Mori (pamiętaj o śmierci) i uzasadnił to, twierdząc,
że ten napis wymusza na nim nieustanne aktywne życie, w którym nie wolno zmarnować ani minuty, godziny , czy dnia…
Do
dziś zasypiając , rozpamiętujemy czy udało nam się zrobić coś dobrego i obie z
Ewą dziękujemy sobie wzajemnie za miniony dzień.
Dla
mnie, ten film jest pysznym dodatkiem do wspomnień z wystaw Zdzisława
Beksińskiego i nocnych audycji „Trójki
pod księżycem” i w ogóle Trójki, którą słuchałam namiętnie, gdzie Tomek
Beksiński był współautorem wielu audycji.
Pierwszy raz spotkałam się z malarstwem Beksińskiego w 1999 r. Po kolejnej domowej awanturze, złapałam torebkę i wybiegłam
z domu. Wsiadłam w najbliższy pociąg i znalazłam się w Pałacu Opatów w Gdańsku- Oliwie…
Pierwszy raz spotkałam się z malarstwem Beksińskiego w 1999 r. Po kolejnej domowej awanturze, złapałam torebkę i wybiegłam
z domu. Wsiadłam w najbliższy pociąg i znalazłam się w Pałacu Opatów w Gdańsku- Oliwie…
Płynęły
godziny, a ja nie mogłam oderwać oczu od obrazów, przerażenie na przemian
mieszało się z fascynacją i rozpaczą. Płakałam, wtedy pasowały do mojego
nastroju…
Teraz na półce pyszni się album z wystawy, a wizyta w muzeum w Sanoku zaowocowała plakatem
i wpisem na blogu -
http://boga-krym.blogspot.com/2012/07/2-lipca-2012-wyjezdzamy-z-koziegowek-o.html
Wciąż
nie mogę zapomnieć Andrzeja Seweryna, Aleksandry Koniecznej
i Dawida Ogrodnika, choć podzielam powszechny pogląd, że akurat rola Tomka została przerysowana.
i Dawida Ogrodnika, choć podzielam powszechny pogląd, że akurat rola Tomka została przerysowana.
Był
normalnym „wariatem”, który tylko czasami wpadał w furię,
Wieloletnia
praca w Czytelni Biblioteki dawała mi dostęp
do
większości czasopism wydawanych w Polsce. Czytałam wszystko… w tym, kultowe felietony
Tomka w „Tylko rock” – były tak bliskie rówieśnikom, osadzone w
peerelowskiej rzeczywistości , pamiętam je…
„Ostatnia
Rodzina” nie wiem czemu, kojarzy mi się z Ostatnią wieczerzą, po której
nastąpił złowieszczy koniec …w tym wypadku artystów. A poza tym, jakiś koniec totalny …
jakieś przeświadczenie, że prawdopodobnie nie wrócą już, niegdysiejsze rodziny ze swoim ciepłem, bliskością, miłością…
coś się ewidentnie skończyło… i ten film też jest o tej inflacji uczuć…
Tomek chciałby kochać, ale nie wie jak ? nie widział tego wśród swoich bliskich… może dlatego był dla nich gestapo i Hitlerem w jednym…
jakieś przeświadczenie, że prawdopodobnie nie wrócą już, niegdysiejsze rodziny ze swoim ciepłem, bliskością, miłością…
coś się ewidentnie skończyło… i ten film też jest o tej inflacji uczuć…
Tomek chciałby kochać, ale nie wie jak ? nie widział tego wśród swoich bliskich… może dlatego był dla nich gestapo i Hitlerem w jednym…
Czytam
„projekt : PRAWDA” Mariusza Szczygła i na samym początku trafiam na dedykację
:
” Naucz się pozyskać śmierć do życia, tato”
a w głębi, rozdział „ PRAWDA kogoś, kto żyje” Tą osobą jest Joanna Jurga pomysłodawczyni biodegradowalnej urny…
” Naucz się pozyskać śmierć do życia, tato”
a w głębi, rozdział „ PRAWDA kogoś, kto żyje” Tą osobą jest Joanna Jurga pomysłodawczyni biodegradowalnej urny…
cyt.
fragment jej wypowiedzi :
„
-UPEWNIJ SIĘ, ŻE ŻYJESZ, zapamiętaj !
-
Mamy być uważni ?[M. Sz.]
–
Tak. Bo kiedyś twarde dyski nam padną i będzie dramat. Liczy się to, co
zapisane w nas. Kosho Murakami, mistrz zen, ale i fizyk teoretyczny, powiedział
mi : bądź ! I mówi : bądźcie ! Bądźcie w tej kawie, w tym cukrze, bądźcie. Bo
za chwilę może was nie być.
I nic piękniejszego od nietrwałości nie ma.
Trzeba ją zaakceptować, żeby lepiej być. […] „
Joanna przestała robić zdjęcia, żeby nie " stawiać się w roli obserwatora. Kogoś z boku. " Zwiedziła kawał świata i " nauczyła się w tych podróżach być, a nie chować za obiektywem"...[...]
a do książki zachęcam wszystkimi zmysłami...
Wracając do filmu, który został wielokrotnie nagrodzony przez znawców, to my "smakoszki" bardzo go polecamy....
I nic piękniejszego od nietrwałości nie ma.
Trzeba ją zaakceptować, żeby lepiej być. […] „
Joanna przestała robić zdjęcia, żeby nie " stawiać się w roli obserwatora. Kogoś z boku. " Zwiedziła kawał świata i " nauczyła się w tych podróżach być, a nie chować za obiektywem"...[...]
a do książki zachęcam wszystkimi zmysłami...
Wracając do filmu, który został wielokrotnie nagrodzony przez znawców, to my "smakoszki" bardzo go polecamy....
czwartek, 27 października 2016
piątek, 14 października 2016
Zmiana
to było pod koniec lipca…
jeszcze nie zamknęły się rozterki
po wypadku , jeszcze wspomnienie wakacji gorące… wizyta dzieci z Luxembourga –
przykro zakończona…
Bornholm... i całkowita beztroska...
Robimy kontrolę piersi, ja pierwsza, Ewa druga i jest coś :( …
po piętnastu latach od amputacji , w jedynej piersi, która jej została jest zmiana , nieregularna…
dalej to już szybko, kolejne badania, szybka diagnoza, kwalifikacja,
szpital…
Wcześniej takie znaki : jesteśmy na północy Polski . Odwiedzamy groby
moich bliskich . Idziemy do mojej mamy
a tam na płycie czarny kot, serce mi stanęło na jedną chwilę ,
ale podniósł
łeb … uff po prostu się wygrzewał
w zaciszu tui.
Po dziesięciu latach milczenia ,
naprawiam relacje z siostrami,
bratem… to zasługa Ewy i jednej
dziewczyny....
Dzięki Paulinko.
26 sierpnia wynik biopsji …jeszcze go nie znamy…
tego dnia ptak rozbija się o szybę
naszej kuchni… jestem załamana.
Ewa (jest we Wrocławiu) każe mi sprawdzić
po chwili ,co się z nim dzieje -
Odleciał … co za ulga, był tylko ogłuszony.
To dobry znak. Zawiązujemy
łańcuch serc wśród najbliższych. To ogromna siła Miłości i Dobra… Same skupiamy
się na prostych emocjach… Ja pochylona nad żelazkiem lub kuchnią. Ewa skupiona
przed komputerem porządkuje stronę internetową kolegi i próbuje rozwiązać
problemy wentylacji kanalizacyjnej „Babiego Lata” (mamy z tym niemały ambaras
od pewnego czasu…) Gdzieś ponad spotykają się nasze spojrzenia, uśmiechamy się
do siebie…. Staramy się poukładać sobie to co trudne. Razem podglądamy przez okna,
chmary ptaków na stołówce naszej łąki.
13 września kolejna mastektomia…
po...
Sprawdza się oswojona Ewy maksyma :
Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci a jutro
może nie nadejść.
Kupujemy książkę Davida Servana-Schreibera - „Antyrak. Nowy styl życia”. Dokonujemy całkowitej
zmiany odżywiania. Od tej chwili koniec z pieczywem. Nie ma już na świecie mąki
, ze zboża wolnego od Roundupu i innych środków
ochrony roślin, nie ma też kukurydzy bez GMO, podobnie jak, organicznej mąki
orkiszowej. Z Japonii (dzięki Kasi)
dostajemy dwa rodzaje organicznej herbaty zielonej, to Senchna i Matcha (mają najsilniejsze działanie anty
nowotworowe).
Koniec z mięsem i wędlinami produkcji przemysłowej. Kupujemy rośliny bezpośrednio od drobnych producentów.
Tak ,w naszym codziennym bytowaniu
nastąpiła zmiana.
Tuż przed operacją jedziemy do katowickiego Kościoła św. Józefa na koncert Chóru Filharmonii Śląskiej.
Słuchamy niemieckiej muzyki chóralnej pod dyr. Georga Grüna
Jest przepiękny.
to tylko mały fragment mistrzostwa wykonania...
Po operacji, pierwsze słowa Ewy : czy jest męski odpowiednik imienia Ewa ?
wywołując wybuch śmiechu wśród towarzyszek w cierpieniu na sali... : no co, przecież zrobili ze mnie
chłopczyka... dodała. :)
A gasnące lato obdarza nas bogactwem barw : nasze dalie kwitną cudnie,
słoneczniki i astry również. A begonie
przy wejściu pochyliły głowy, jak najpiękniejsze róże. Dziś już wszystko ściął
mróz.
Wieczorami rozpalamy kominek i sączymy wino…
Sycimy się takimi chwilami. Podglądamy niebo za oknem, pełnię księżyca ,
chwilę przed burzą, zachody słońca…
Wykopuję warzywa. Marchewka jest dorodna - NASZA bez nawozów. Sadzę
kilkadziesiąt tulipanów, truskawki. Na sąsiedzką posesję podchodzą dziki … rujnują całą łąkę w dwie
noce… nic sobie nie robią z psa za ogrodzeniem…
Ewa bije się z myślami kilka nocy. W końcu podejmujemy decyzję : trzeba
zrobić ogrodzenie. Tylko z jednej, południowej strony , pozostałe trzy to
ogrodzenia sąsiadów. Jedna sobota, w
deszczu … Pomagają nam wszyscy : sąsiedzi, znajomi , przyjaciele. Ogrodzenie
postawione.
oczywiście siatka ogrodzeniowa jest zielona, jak nasz dach....
jeszcze przed wszystkimi wydarzeniami zrobiłyśmy taką małą wyspę z traw i iglaków ... (miskantus, kostrzewa sina, rozplenica, kosodrzewina i jodła koreańska)
Subskrybuj:
Posty (Atom)