Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

czwartek, 5 lipca 2012

Ukraina - Lwów

6:30, Środa rano, dojeżdżamy do przejścia granicznego w Krościenku. Po drodze w Ustrzykach Dolnych robimy ostatnie zakupy, które przekształcają nasz samochód w "rumunów". Ewa, żartuje, że nie chciałaby zobaczyć celników robiących kipisz w naszym samochodzie, bo natychmiast wysypią się góry drobiazgów, w tej chwili poupychanych jak popadnie...Targają nami też niepokoje, jak uda nam się uniknąć wymuszeń łapówki ( z czego słyną te przejścia). Na wszelki wypadek mamy poupychane puszki z piwem, 10 paczek kawy i tyleż samo "Być może" :(. Dojeżdżamy i o dziwo nie ma kolejki, odprawa po obu stronach sympatyczna, poprzetykana niewymuszoną wymianą zdań z celnikami. Zdumiewa ich, że samotnie ruszamy na Krym. Jesteśmy roześmiane, radosne mimo małego zgrzytu Ewy w rozmowie telefonicznej z L.. Przed granicą Ewa wykonuje ostatni telefon do Mamy - dowiadujemy się, że jedna burza goni następną, ale jest w miarę bezpiecznie i nie spowodowały większych szkód. Jeden z celników ukraińskich zauważa poukrywane puszki z piwem...puszcza nas. Dojeżdżamy do barierki i...cofają nas : brakuje jednej pieczątki. Ewa cofa, wysiadam z samochodu biegnę z tym ich karteluszkiem po pieczątkę, cofają mnie jeszcze dwa razy po paszporty i dowód rejestracyjny...w końcu jeden z nich odważa się zwrócić do mnie po polsku : Pani da jakieś pieniądze...wybucham śmiechem i mówię, że nie mam żadnych ( w końcu jedziemy pod namiot i mamy cały samochód jedzenia : tak mu tłumaczę i szybko dodaję - mogę dać Panu najwyżej jedno piwo- odpowiada natychmiast : daj Pani dwa , bo nas jest dwóch. I w ten sposób , prawie bezboleśnie wjeżdżamy na Ukrainę. Nie zdajemy sobie sprawy jaki czeka nas horror !!!!!!! tam nie ma drogi , są tak straszne dziury, że nie jesteśmy w stanie jechać...prawdopodobnie można w nich schować nogę do pół łydki !!!! Jesteśmy przerażone, chcę to utrwalić, próbuję zrobić fotki tej koszmarnej drogi, ale Ewa uważa, że lepiej nie podkurzać miejscowych. Robię z samochodu, większość nie wychodzi...Chciałyśmy tuż za granicą zrobić sobie piknik i zjeść  "śniadanie na trawie" .Tymczasem w napięciu sięgającym zenitu jedziemy, nic nie jedząc w żarze lejącym się z nieba (39'C), otoczone chmarami gzów, much, i innych skrzydlatych wokół szyb, przez pół dnia : 144 km pokonujemy w 6 godzin !!!!!!!!!!!!!!. Żeby było fajniej dwie nawigacje przestają widzieć, gdzie jesteśmy... Tak docieramy do Lwowa.







  
... z samochodu widzimy lśniąca w słońcu kopułę cerkwi i zjeżdżającą w tumanach kurzu ciężarówkę, wcześniej na przejeździe zabytkowy parowóz...zresztą mijamy takie "zabytki" samochodowe , że pamiętają chyba czasy przedwojenne...:)
Gdzieś w połowie drogi włącza nam się nawigacja i bezbłędnie doprowadza nas do Cmentarza Łyczakowskiego


                                                                                






































   Z przyjemnością zauważamy, że Cmentarz jest zadbany. Obok nas przetaczają się wycieczki Polaków i innych turystów. Oglądamy przepiękne nagrobki, napotykamy nagrobek Tadeusza (?) Bełzy, autora pierwszego katechizmu dla dzieci i wreszcie pomnik Marii Konopnickiej - okazuje się, że Ewunia znakomicie rozumie ukraiński i jest bezbłędnym przewodnikiem i nawet jak zapomnę aparatu z samochodu ona ratuje sytuację swoim "boskim" smartfonem...Ewakuujemy się  stamtąd, bo upał jest nie do wytrzymania. Sadowimy się w miarę chłodnej restauracji i zamawiamy pyszota : ja wątróbkę a Ewunia pierożki z mięsem po syberyjsku - ca 50 hrywien. Znajdujemy bez trudu nasz hotel "SUN" i ruszamy na Starówkę... Jest tak cudna, że spacer ulicami, modlitwa w napotykanych Bazylikach i Cerkwiach jest dla nas NAGRODĄ za przedpołudniowy horror. Żeby szczęściu stało się zadość fundujemy sobie lody i mochito i zmęczone wracamy do naszego pokoju. Jutro Poczajów i Zbaraż.

2 komentarze: