Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

niedziela, 13 lipca 2014

BALATON

Gdzieś ok godz. 15:00 podejmujemy decyzję powrotu z Chorwacji. Jedziemy non stop w ulewie. Zatrzymujemy się na krótko w miasteczku Karlovacko. Chodzimy po przemoczonych  ulicach.
Ewa kupuje mi białą gladiolę, która nie tylko podróżuje z nami w upale do Polski, ale jeszcze po powrocie stoi w wazonie przez kilka dni... to jest dopiero siła uczuć ! Sprawdzamy w Internecie, gdzie jest słońce i podejmujemy decyzję - kierunek Balaton ! Mamy jeszcze dwa dni do dyspozycji, wobec tego jest jeszcze nadzieja, że się trochę pogrzejemy na słońcu. Tuż przy granicy  za ostatnie kuny kupujemy chorwackie wina, kilka butelek piwa "karlovacko" i ajvar (pastę z papryki i bakłażanów) świetny dodatek do kanapek.
Dojeżdżamy do przejścia granicznego z Węgrami, jest dwóch celników, sprawdzają nam paszporty (!?) w końcu pytają, gdzie nasi mężowie ? Ewa szybko odpowiada, że pracują... hi hi hi  :) Wjeżdżamy na Węgry, jedziemy przez chwilę w zachodzącym słońcu i wreszcie nie pada. Docieramy nad Balaton nocą o 22:00 po całym dniu podróżowania. Szukamy miejsca na nocleg, najlepiej nad samym jeziorem, ale bez powodzenia ....większość nadbrzeży ma ogrodzony dostęp, a pozostałe są zieleńce otoczone rowem tak, że nie możemy podjechać. Przez 1,5 godz. jeździmy w kółko szukając pola namiotowego, za nami lokalni "rangersi". My w jedną uliczkę, oni w drugą i tak na przemian :) Wreszcie znajdujemy zaciszne, nie oświetlone miejsce i rozbijamy namiot. Miejscowość nazywa się Balatonlelle. W nocy budzi nas huk przejeżdżającego pociągu. Zrywamy się na równe nogi ... okazuje się, że śpimy obok stacji kolejowej, która tutaj wygląda jak tory tramwajowe w środku miasteczka. Rano na parking zajeżdżają pracownicy okolicznych urzędów... gramolimy się w piżamach ...Owszem, pozdrawiamy się serdecznie uśmiechając się do ich zaskoczonych widokiem, min...Nie zrażone nastawiamy wodę na kawę i robimy śniadanko w międzyczasie susząc zroszony nocą namiot.
                                                 















O 9:00 ruszamy na plażę (musimy wymienić euro na forinty). Wstęp 800 forinth x 2. Za wiśnie i morele od miejscowych handlarek płacimy po 400 forinth, a wina kosztują już powyżej 1000 (chyba są przed wymianą :) ).

Cały dzień plażujemy nad Balatonem, którego nazwa pochodzi od słowiańskiego określenia " błotne jezioro". Woda jest mętna. To efekt dużej zawartości związków wapnia i magnezu w wodzie. Jest bardzo płytko. Jestem zmuszona pływać na tych płyciznach, próżno szukam głębszych miejsc...  płycizny z tej (południowej) strony jeziora sięgają ponoć do 1000 m w głąb.
Na obiad węgierska zupa gulaszowa a po południu, uczę właściciela lokalu, jak zrobić kawę "po turecku". Jest kochany zaparza nam kawę w naszych ulubionych kubeczkach (mamy ze sobą).
                                                    


w wieczornym słońcu nad Balatonem...
                                                                                 



Jeszcze późnym wieczorem  idziemy do tej samej knajpki na pizzę i piwo oraz oglądanie wspólnie z  gośćmi, meczu Belgia - USA (my oczywiście kibicujemy Belgii). Nocą wracamy na nasz trawniczek, po cichutku rozstawiamy namiot a tu suprise !!!! z kilku stron zostajemy oświetlone latarkami zza ogrodzenia z tujami....padają zapytania po węgiersku kim jesteśmy ? Przed nami cała węgierska rodzinka : tata, mama , dzieci z małżonkami ....a tu my dwie panie w piżamach. Po chwili ze śmiechem, uspokojeniem,  życzymy sobie dobrej nocy i kładziemy spać. Pewnie myśleli, że ktoś chce się do nich włamać...
To nasza ostatnia noc wakacji. Nazajutrz zajeżdżamy jeszcze po drodze do miejscowości Sümeg wspinamy się na zamek Templariuszy ale nie wchodzimy (6 euro wstęp) tylko jemy śniadanko na wzgórzu mając u stóp miasteczko.
                                                 















Jedziemy w stronę Czech. Zatrzymujemy się tuż za granicą w miasteczku Komárno idziemy na kawę i lody, jest piękny słoneczny dzień. 
                                                 















bardzo zabytkowe poidło

Ruszamy dalej.Znowu  zaczyna padać. Udziela nam się nastrój i w końcu się kłócimy. Przepraszamy się pół dnia ...Nocą zajeżdżamy do Cieszyna szczęśliwe, pogodzone, wypoczęte i pełne radosnych wspomnień.... WITAJ POLSKO :)
i nasz domku maleńki...
                                               
  
pierwsza pelargonia na progu naszego domu  
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz