Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

poniedziałek, 7 lipca 2014

Chorwacja

Po fajnej imprezie, jaką organizujemy naszej Najważniejszej Domowniczce (ognisko, grill itp.), po tygodniach pracy w naszym domu (montowanie profili na poddaszu,drugiej warstwy wełny,oklejanie folią),
                                                 


 po niewielkich przygotowaniach (nabywamy przewodnik, Ewa ustala i drukuje trasę, mapki poszczególnych państw) ruszamy w kolejną eskapadę : tym razem do Chorwacji. Z góry wiemy, że tylko na 10 dni, z tego dwa "na boku", bo pochłonie je dojazd. Wyjeżdżamy o 4:07. Przed nami 434 km (na razie do Węgier). Dojeżdżamy do gór Beskidów Śląskich i poruszając się malowniczymi serpentynami przekraczamy granicę Czech (6:07) w miejscowości Trziniec, dalej podążając 11ką, będącą fragmentem europejskiej trasy E 75 przekraczamy granicę Słowacji (6:30) w miejscowości Svrcinovec, następnie Ćadca, Trencin z pięknym zamkiem na wzgórzu ... Lecimy "18" przez Bytcę w stronę  Žilina. W końcu zatrzymujemy się w miejscowości Bernolakovo, gdzie Ewa śpi nad brzegiem jakiegoś rozlewiska 1,5 godz. 
                                                




a ja czuwam przy niej pochłaniając "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator.Znakomita,chociaż najsmutniejsza z jej książek... 
Tak sobie założyłyśmy, że omijamy autostrady, żeby ciąć koszty opłat i winietek. Na razie udaje się świetnie : praktycznie poruszamy się pustymi drogami (brak korków) i możemy podziwiać mijane miejscowości (co z autostrad byłoby niemożliwe)






                                                      

Wjeżdżamy do Austrii (bardzo króciutki odcinek), następnie Węgry rewelacyjną trasą "8627" w pobliżu miejscowości Zalalövö  
 (gdzie na przydrożnym parkingu zjadamy "obiad". Jedziemy trasą "84". Jeszcze zahaczamy o Slovenię i w końcu przekraczamy granicę Chorwacji. Jest późny wieczór, zatrzymujemy się w przydrożnym barze w miasteczku Jastrebarsko (za groma nie rozumiem chorwackiego, ale udaje mi się uzyskać pozwolenie na rozstawienie namiotu obok baru) Dziewczynie z baru Gornj Desinec zanoszę kobiałkę truskawek, które jechały z nami z Polski i nawet w bagażniku przyprawiały nas o mdłości ... gwarno, lokalsi popijają piwko, oglądają mecz a my piżamki i w śpiwory. W nocy rozpętuje się potężna nawałnica z piorunami ale zmęczenie "robi swoje"  i śpimy twardo do 4:00, zwijamy śpiwory i do 5:00 rżniemy w karty w autku (to czas na przeschnięcie namiotu).Dopiero później okazuje się, że gubimy tropik. Pogoda w kratkę,  ale Witaj Chorwacjo !!!!   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz