Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

wtorek, 30 października 2012

Obietnica powrotu...

7 września
Wyjeżdżam nocą z Malborka. Kierunek Kraków. Czeka mnie kolejne cudne spotkanie, poprzedzone tysiącami rozmów, uzgadnianiem szczegółów, przekomarzaniem się... Po raz kolejny Ewa jest inicjatorką, pomysłodawczynią i realizatorką naszego spotkania. Tym razem zamierzamy polecieć balonem. Kraków wita mnie strugami deszczu i zimnym nosem Ewy... Biegniemy prędziutko do samochodu. Nie możemy się nagadać. W końcu idziemy na spotkanie z moim ukochanym ołtarzem na Wawelu. To czarna rzeźba Chrystusa. Co kilkanaście lat tam wracam. Tym razem minęło znacznie więcej. W katedrze panuje cisza. Po chwili słyszymy śpiew. Zbliżamy się do "mojego" ołtarza i naszym oczom ukazuje się kilka kobiet i ksiądz celebrujący mszę właśnie w tym momencie, przed tym ołtarzem... Przyklękamy i modlimy się w duchu dziękując za kolejne spotkanie... Ten XIV- wieczny krucyfiks z lipowego drewna, umiłowany tak bardzo przez Królową Jadwigę zasłynął wieloma cudami i w końcu dał schronienie jej szczątkom po śmierci. Dla mnie ma też magiczną, tajemniczą moc, zwłaszcza, że mogę doświadczyć tego spotkania po raz kolejny. Pamiętam to pierwsze silne przeżycie kilkunastoletniej dziewczynki. Bardzo chciałam, żeby zdarzył się jakiś cud w moim życiu...Żarliwie się o to modliłam... nie miałam pojęcia o historii tego ołtarza, o jego przeszłości...ja po prostu po zbliżeniu się do tego miejsca poczułam wstrząs emocjonalny, które sprawił, że przysięgłam sama sobie, zawsze tu wracać ilekroć będę w pobliżu. Ostatnie spotkanie to był chyba 1987r. ... finalizowanie mojej pracy magisterskiej...


tymczasem ściskam dłoń Ewy drżąc z emocji i radości... Później wędrujemy mokrymi uliczkami, mijamy znajomy Klasztor Sióstr Klarysek (opowiadam Ewie o swojej wizycie w tym klauzurowym klasztorze - poszukiwałam danych do pracy). Docieramy do Rynku, mamy sporo czasu ...lot balonem ze względów atmosferycznych przesunięty o kilka godzin. Wcinamy pyszne śniadanko siedząc pod nagrzewnicami. Wokół przemykają ludzie pod parasolami a nam cieplutko i miło. W końcu wracamy  do domu, obiecując sobie powrót następnego dnia. Wreszcie się spełnia nasze marzenie. Lecimy do nieba... i z lotu ptaka oglądamy Kraków filmując i robiąc zdjęcia. Świeci słońce, jest ciepło...jesteśmy szczęśliwe... Po raz kolejny pokonuję swój lęk wysokości  i klaustrofobię. To nie jest takie trudne : zatrzaskują nas w stalowym koszu pod balonem. Mamy nieograniczony dostęp do tlenu. Wisimy na smyczy...Zastanawiam się jak by to było, gdybyśmy poleciały na przykład do Sieradza, bądź lublina ? Czy balon miałby ster jak łódź ? i takie małe śmigiełko mieszające powietrze ? W pewnej chwili kosz przechyla się w jedną stronę (wszyscy - całe 8 osób znaleźli się obok siebie) .Wpadam w panikę i przeciskam się w przeciwnym kierunku ciągnąc Ewę za sobą...z głośnika spokojna narracja objaśnia nam co widzimy z każdej strony i co majaczy w znacznej odległości.



 wszyscy w ogonku, a my z domową kawą i pysznym sernikiem Ewy podziwiamy panoramę Krakowa z drugiego brzegu Wisły...



















tam za mną w tle widok na krakowski Kazimierz...







widok z góry na naszą "kotwicę"



nasz cień na nadbrzeżu




                                                           kolejka w dole




Ewelina uciekła, a balon już za nami...
taki nasz mały powrót na blog, za oknem pierwszy przymrozek, ale będzie ciąg dalszy...