Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

niedziela, 14 maja 2017

Mijamy.

tego już nie ma... wracam do minionych obrazów i zdjęć, bo jak zapisać mijanie... chłód słońca ?
Odliczamy drugą zimę i wiosnę w naszym „Babim Lecie”. Rejestruję obrazy zmieniającego się świata wokół naszego domu i ogrodu. To jest to nieustające oczarowanie, przemijającymi, ulotnymi obrazami. 
                                                               





                                                              






czy można sfotografować mróz ?


Z „apteki Pana Boga” przynoszę czosnek niedźwiedzi. Przywiozłyśmy go z Bornholmu i tej wiosny wyrosły dwie kępki liści.
                                                              



 Robimy pyszne masło czosnkowe. Dodaję jego listki  do sałatki. Zbieram młode pokrzywy. Suszę dla Ewy na herbatkę. Ze świeżych + różne zielone warzywa i owoce, robię smoothie. Ubiegłoroczne korzenie mniszka lekarskiego trzeba uzupełnić… zapas pestek winogron również. Mieszam ziemię z popiołem drzewnym w moich grządkach skrzynkowych . Będzie lekka. Sieję rzodkiewkę, sałatę, dosiewam fasolkę i kwiaty, kwiaty, kwiaty… Izolujemy się od polityki. Codzienność , krzątanina, koszenie, zbieranie kamyków wokół  ratuje nas przed światem medialnym… Kiedy zasypuje nas śnieg, ładujemy do auta łopatę i próbujemy przedrzeć się do Ewy Mamy. Po powrocie niespodzianka …sąsiad pod naszą nieobecność odśnieża nam całą drogę dojazdową …taki gest a radość szybuje pod linie wysokiego napięcia… Później przedwiośnie, robi się fajnie. Z dnia na dzień cieplej. Codziennie robimy obchód ogrodu i wypatrujemy pączków na drzewkach owocowych. Z rabatki wychylają się zalążki żonkili, tulipanów, hiacyntów. Przepełnione szczęściem i podnieceniem, czekamy,  czym zaskoczy nas kolejny dzień ? Meldujemy sobie wzajemnie dostrzeżone zmiany , jakbyśmy same dawały to budzące się  życie. 
                                                           









Zamawiamy budowę domku narzędziowego. Musimy wyprowadzić sporo narzędzi z garażu. Przenieść rowery, które wiszą pod sufitem (kolejny myk techniczny Ewy). Przy już gotowym, Ewa organizuje mi pierwszy zbiornik na deszczówkę i z drewnianych odpadów buduje płotek zasłaniający jaskrawą beczkę. 
                                                              





                                                                                     
                                                                                     




Pneumatyczny zszywacz od naszego podwykonawcy tak ją bawi, że buduje pergolę i płotki wokół rabatki kwiatowej. Buduje drewniane ogrodzenie przed frontem. Teraz będzie bezpieczny świeżo zasiany trawnik. 
                                                              







Nabywamy wertykulator do jego pielęgnacji i takie specjalne urządzenie do wyrywania chwastów z korzeniami. Przestajemy walczyć z kretami. Wyczytuję w „Country”, że krety są dobrodziejstwem dla ogrodów. Wyjadają larwy ogrodowych szkodników  a kopczyki wystarczy rozgrabić i zostaje mała dziurka. No i użyźniają trawniki.
W pierwszym słońcu okorowujemy kręgi drewna. To zaczyn przyszłego chodnika, ścieżki do domu. Chcemy ją ułożyć z płaskich plastrów drzew okolonych drobnymi kamykami. Musi poczekać do jesieni aż plastry dobrze wyschną. 
                                                          


I nagle 24 kwietnia załamanie pogody. Tak gwałtowne, że jego skutki oglądamy ze smutkiem do dziś. Na niewiele się zdało okrywanie włókniną drzewek. Część tulipanów jeszcze w pąkach ścinam i rozstawiam po pokojach. Odwdzięczają się unikalnością  koloru i faktury.
                                                           

 










W drodze do Częstochowy oglądamy powalone pod ciężarem śniegu drzewa. Same też przeżywamy swoisty survial . Zerwane linie energetyczne odcinają nas od prądu. Nie możemy podnieść  rolet, zagotować wody. Radio i TV martwe. Nie wiemy ile to potrwa… 
                                                          












Robię śniadanie i stawiam po butelce wody mineralnej do picia. Siedzimy przy stole w pobliżu  jedynego okna odsłoniętego manualnie. Z garażu nie możemy wyjechać, bo bramę podnosimy elektrycznie. W końcu Ewa wpada na genialny pomysł : rozpala kominek i wstawia do niego garnek z wodą. Jest kawa!!!
Co za rozkosz… Gramy w karty przy kawce, jak każdego dnia…. Później wychodzimy przed dom i robię pierwszy raz w życiu bałwana, w postaci baby. W końcu obok „ Babiego Lata” jest tylko dla niej miejsce J Sąsiadka z naprzeciwka także nie może wyjechać do pracy ale dostaje telefoniczną instrukcję , jak  otworzyć garaż od wewnątrz : wystarczy pociągnąć za jakąś linkę… ale my, nie mamy wejścia z domu do garażu J Machamy jej na do widzenia. Kolejne dni przynoszą najpierw mróz ( w panice owijamy drzewka owocowe włókniną)   a potem takie roztopy,  że przez trzy dni auto zostawiamy na starcie drogi dojazdowej  i przeskakujemy błoto w drodze do domu…
                                                

W międzyczasie wypad do Zabrza na koncert  „ Ballads  for Ella” w 100 rocznicę urodzin Elli Fitzgerald . Śpiewa Ewa Uryga . Pamiętam jej koncert w Elblągu sprzed wielu lat. Towarzyszą jej m.in. muzycy  Filharmonii Zabrzańskiej.  Ma fajny głos… ale, nikt nie zastąpi Elli . Ciekawym i  wzruszającym kontrapunktem koncertu jest wynurzenie się spośród muzyków, grającej na altówce Oliwii Kędziory. To córka  Ewy Urygi.  Dziewczyny wspólnie  wykonują   „When I Fall in Love„  utwór znany z duetu Nat King Cole’a  i Natalii Cole.
                                                            

Przed nami koncert Sóley, norweskiej wokalistki. W jedną z sobót robimy wypad do Zamku Książ. Wciąż mnie intryguje swoimi tajemnicami, nieodkrytymi podziemiami… I nareszcie zobaczę „Piaskową Górę” Joanny Bator. Wnętrze zaciekawia, ekspozycja starych fotografii jest ilustracją zamożnego życia rodziny Hochbergów i Księżnej Daisy, którą z tego zamku wyeksmitowano, nie zważając na schorowanie i poruszanie się z pomocą wózka inwalidzkiego… 
                                                                        









Przewodniczka  proponuje nam odwiedzenie ogrodu botanicznego i tam wpatruję się m.in. w klon japoński… 
                                                             
  
To moja obsesja. Pewien pomyślny obrót zdarzeń, wreszcie  pozwala na realizację jego zakupu. W „śląskich ogrodach” kupujemy purpurowy klon  palmowy Acer plama tum „Bloodgood”  i drugi zielony  (to jedne z najdroższych drzewek, marzyłam by pojawiły się w naszym ogrodzie) .
                                                         

 















Dorzucamy tawułę bo chciałabym utrzymać przewagę białych krzewów i kwiatów  wokół naszego domu, pasują do żółtej  elewacji. Tymczasem Ewa planuje łazienkę, to potężny wydatek, dlatego kombinujemy jak wybrnąć z tego najmniejszym kosztem… Kotka rozgościła się w naszym ogrodzie na dobre i też robi jego obchód obwąchując wszystkie kąty i śledząc ptaki. A my głośno odnotowujemy ich rodzaje, dorzucając sarny i bażanty, które  czują się bezpieczne nieopodal.