Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

środa, 5 maja 2021

Okruchy większej całości Bogdana Frymorgena

 


Nie jestem literaturoznawczynią, tylko takim czytelniczym smakoszem, podobnie smakoszem fotografii, muzyki i filmu. To dziedziny, które pomogły mi przetrwać trudne chwile, zrozumieć świat, ludzi i samą siebie. Po tylu recenzjach, które łapczywie pochłaniałam, czuję się bezradna w sprostaniu opisu tego co przeczytałam. Książkę „Okruchy większej całości’ Bogdana Frymorgena, czytałam na głos sobie i Ewie, mojej przyjaciółce. Jest ona debiutem literackim wyjątkowego człowieka, artysty fotografika, dziennikarza a teraz poety. Niektóre rozdziały czytałam z trudem, łamiącym się głosem powstrzymywałam szloch. Ewa bezgłośnie połykała łzy, by w końcu powiedzieć : przerwij, bo pęknie mi serce…

Nie pamiętam, kiedy książka poruszyła mnie tak głęboko. Od początku, do końca.

To znakomita książka. Zwłaszcza w czasach izolacji, samotności, smutku, weryfikacji naszego człowieczeństwa, zdolności do współodczuwania, czułości… „Okruchy większej całości” wpisują się w CZUŁOŚĆ o jakiej mówi Olga Tokarczuk w swojej mowie po otrzymaniu nagrody Nobla. Z czułości są niektórzy z nas, a na pewno Bogdan Frymorgen. W kolejnych rozdziałach „Okruchów” opisuje swoje dzieciństwo, rodziców, dziadków, kolegów, sąsiadów, wieś, zdarzenia...Takim jest przyjazd kina objazdowego a wraz z nim tajemniczego świata, istniejącego poza granicami wsi. Takim jest rytuał kiszenia kapusty, ubój cielaka, spotkanie śmierci i ...życie dotkliwe. A wszystko opisane niesamowicie, wzruszając każdym zdaniem.

Ta książka powstała z miłości, z tęsknoty za czasem minionym. Jej autor, niekiedy obnaża w niej, bardzo intymne zdarzenia, fakty, jak choroba ojca, niedostatek, krzywda. Czytając kolejne fragmenty, możemy się w nich przejrzeć, bo to również o nas, dzieciach PRLu. Jak w albumie starych fotografii, nosimy w sobie pamięć chleba posmarowanego musztardą, odpustu czy procesji Bożego Ciała i noszenia pończoch do repasacji...oraz wizyt w szpitalu. Także pierwsze spotkania z muzyką z pocztówkowych płyt. Jest tych obrazów, zdarzeń moc. Podobnie nosimy w sobie traumatyczne wspomnienia. Moje dzieciństwo naznaczone biedą, alkoholizmem matki i sadyzmem ojca, było nieustannym deficytem miłości… Jak czytam taki fragment, o matce autora, cyt. „To ona grzała wieczorami pierzynę na kaflowym piecu, a rano wkładała nam pod kołdrą rajtuzy. Pozwalała spać do momentu, kiedy na nogach cudem pojawiały się buty. Potem sadzała nas przy stole z ciepłym mlekiem i kromką chleba. [...]Sklejała rodzinę. W naszej stajence była Matką Boską, betlejemską gwiazdą z Podbeskidzia. To ona nauczyła nas, że dobre słowo przenosi góry, a złe może wywołać trzęsienie ziemi.”, to smutek rozdziera mi serce,

bo tak bardzo bym chciała mieć podobne… . Każdy z nas nosi w sobie jakieś okruchy pamięci i książka Bogdana Frymorgena jest znakomitym pretekstem, by wydobyć je z zakamarków choćby na chwilę. To nie pierwsza prowokacja. Mam to szczęście, że obejrzałam i przeczytałam album fotograficzny „Lanckorona” Bogdana Frymorgena. Efekt był taki, że zapragnęłam wrócić do miejsc swojej młodości i utrwalić je na zdjęciach. Te łąki, parki, drzewa, jezioro, skrzypiące schody… Jak dobrze, że fascynacja fotografią spowodowała spotkanie wirtualne autora, najpierw za pomocą zdjęć Lanckorony, później wycieczką do niej i w końcu wspomnień publikowanych we fragmentach, przepłakanych przez nas już niegdyś… To dobra, wartościowa literatura, którą polecamy i nie przeoczymy następnych książek autora.