Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

wtorek, 6 grudnia 2016

Nie pojadę do Japonii...


Kiedyś, od Ewy dostałam książkę Joanny Bator „Japoński wachlarz. Powroty”. Czekała trochę… To dokument wielu lat spędzonych w Japonii, przez autorkę. Nagrodzony. ZNAKOMITY. 
                                                  


Tak bardzo, że po jego odłożeniu, wykreślam największe swoje marzenie : podróż do Japonii. Joanna Bator przez około czterysta stron uświadomiła mi, że to,  za czym tak kwiliła moja dusza, 
w rzeczywistości nie istnieje… Japonia to moja obsesja odkąd pamiętam. Na początku była fascynacja akwarelami Grabiańskiego (może dlatego, że to najbardziej bliskie mi farby ?),
                                             

       











kolejno zatrzymywałam się na nie - olejnych obrazach. Tak trafiłam na pastele Wyspiańskiego, jego omdlewające kwiaty, śpiące dzieci…
                                                          



 Te moje zauroczenia były totalne : czytałam wszystko co wpadło mi w ręce ( a z racji zawodu, miałam dostęp do większości publikacji) . Później był Kulisiewicz , Gielniak ...
i w końcu mój przyjaciel Leszek Hajdamowicz , którego grafiki oglądam codziennie…
                                                     

                                                 
Gdzieś  po drodze  natknęłam się na wzmiankę o fascynacji Wyspiańskiego  malarstwem japońskim. Było ono inspiracją wielu artystów… i tak to się zaczęło. Od poszukiwań  obrazów, ilustracji, rycin i dalej i dalej… sztuka, literatura, historia, film, buddyzm ZEN. O Boże te oszałamiające prostotą grafiki... 
                                                       


                 
Chyba pierwsza powieść , to była „Kobieta z wydm” Kobo Abe. Ostatnia to „Sztuka prostoty” Dominique Loreau, która 26 lat spędziła w Japonii. Było tego sporo. W końcu pod wpływem filmu Petera Greenawaya „Pillow Book”, którym reżyser składa hołd,  japońskiej sztuce pisania – robię sobie tatuaż wybierając dwa symbole kanji  (do dziś nie wiem, czy ich połączenie oznacza dokładnie to, co sama rozumiałam).

                                                   
 Jakieś kolejne urodziny świętuję w japońskiej restauracji w Sydney… Wystarczy.
Tymczasem, czytając szczerze i najrzetelniej przedstawiony obraz współczesnej Japonii  pisany przez jej znawczynię i wielbicielkę, doświadczałam kolejnych rozczarowań. Niektóre tytuły rozdziałów  wymownie sygnalizowały zawartość : cyt. gejsza i Barbie, […] czytanie na stojaka, miasto na ruinach dawnego świata, puste centrum labiryntu, między paczinko a karaoke, słodka kulturka, bananomania, kabuki na odwrót w wersji pop, od gejszy do hostessy, japoński mózg,  itd.
Japonia jest dla Joanny Bator,  cyt. : przygodą na całe życie[…] pisze dalej, [ … ]po kilku miesiącach w Polsce zaczynam tęsknić za pejzażem, który na początku pozbawił mnie słów i tchu. […]
Cudownie opisuje współczesne obyczaje, nieporozumienia z cudzoziemcami, jedzenie, które w tym kraju jest podniesione do rangi sztuki, ceremonie i święta, teatry i miasta, umiłowanie czystości, celebrowane w licznych onsenach i sentõ. Analizuje egzotykę zachowań, nie spotykanych nigdzie indziej. Tymczasem to, co tak doskonale opisuje, mnie coraz bardziej zniechęca. Odrzuca mnie masowe czytanie książek w telefonach i literatura tworzona dla tychże ( cała lekkostrawna twórczość Banany Yosimoto) . Wszystkiego nie fajnego, jest tam w nadmiarze : salonów paczinko i karaoke, kiczowatych hoteli miłości i tej „słodkiej kultur ki” [J.B.] słodziakowatość, różowości, mięciutkość, puszystość wszędzie i we wszystkim – po prostu kawaii. Joanna Bator przytacza słowa Alexa Kerra, że „japońska kultura zdziecinniała” i dalej pisze sama,
”Japonia tonie we wszechobecnej słodyczy, jak w syropie truskawkowym”.
Chyba nie chcę tego oglądać na własne oczy i nie pokocham komiksów manggha oraz słodkiej buzi Hello Kitty. Infantylizacji upodobań, stylizowania się kobiet na wieczne dziewczynki. „Zalania betonem i plastikiem dawnej wielowiekowej kultury” i tych  ogrodów  wielkości „piaskownicy” jak pisze Joanna Bator. Tak jak my, zafascynowani jesteśmy kulturą Japonii tak samo Japończycy zafascynowani są zachodnią kulturą  i wszędzie dają temu dowód 
od francuskich pałacyków po weneckie gondole… ciekawi mnie co się kryje pod ostatnimi słowami, autorki mojego ukochanego bloga: "Chichiro  o świecie",  po przeprowadzeniu się do Japonii ?
Kroplą, która przeważyła szalę,  jest ten fragment książki :
[…]”Amerykańska antropolożka Lisa Dalby porównywała gejszę do drzewka bonsai, ale metaforę tę, można odnieść do japońskiej idei kobiecości w ogóle ; tak gejsza „przycinana” i „naginana” była do ideału „kobiety rozrywkowej”, tak każdą inną osobę płci żeńskiej wychowywano na „kobietę domową”. Obie – choć w inny sposób – miały służyć mężczyźnie : pierwsza w domu, druga poza nim. […] Uważano, że dziewczęta  powinny się wyzbyć najmniejszej skłonności do egoizmu i służyć innym. […] Jak w każdej kulturze wyżej ceniącej to co męskie, japońska definicja kobiecości zawierała więcej ograniczeń wolności osobistej, ekonomicznej, politycznej niż definicja męskości. Japonkom nigdy wprawdzie nie zniekształcano stóp jak małym Chinkom, ale jeszcze do niedawna japońskie matki dbały, by ich córki spały w odpowiedniej, „przyzwoitej” pozycji, ze złączonymi nóżkami i rączkami wyciągniętymi wzdłuż tułowia lub skrzyżowanymi na piersi. Tak długo poprawiały śpiące dziecko, aż jego ciało przyswoiło sobie ten nakaz. […] Skromność, powściągliwość, posłuszeństwo, całkowite poświęcenie dla innych, umiejętność bycia przydatną, lecz niewidzialną to cechy idealnej japońskiej kobiety. „   Po tym fragmencie, wezbrane we mnie współczucie ustąpiło zniechęceniu do zbliżenia się z tą nacją.
Pozostanę wierna nieustannemu zainteresowaniu literaturą 
i kinematografią tego kraju. Nadal będę podążać śladami innych podróżników, jak Kasi (autorce bloga :Kasai ) na spotkanie z którą , zaciągnęłam kilka osób… Narracja i zdjęcia fantastyczne. A książkę „Japoński wachlarz. Powroty” polecam, jak wszystkie wcześniej wymienione… 


wtorek, 15 listopada 2016

Idzie zima...



                                                         Jeszcze zima, ptaki chudną,
                                                         chudym ptakom głosu brak.
                                                         W krótkie popołudnia grudnia
                                                         w białej chmurze milczy ptak.
                                                         Jeszcze zima, dym się włóczy,
                                                         w wielkiej biedzie żyje kot
                                                         i po cichu nuci, mruczy:
                                                         kiedy wróci trzmiela lot...

                                                         Pod śniegiem świat pochylony,
                                                         siwieje mrozu brew.
                                                         To pora zmierzchów czerwonych,
                                                         to pora czarnych drzew.
                                                         A wiatr w kominie śpi, bo ciemno.
                                                         A ja? Co ja? Co będzie ze mną?


sobota, 29 października 2016

"Ostatnia Rodzina"



„Ostatnia Rodzina”
to tytuł  filmu, który ostatnio obejrzałyśmy i chcemy polecić.
                                                        
Znakomicie zrealizowana historia, pozornie normalnej rodziny.
Mistrzostwo reżysera Jana Matuszyńskiego, polega m.in. na konsekwentnym realizowaniu  historii  codziennego życia, w taki sposób, jakby to było życie typowej polskiej rodziny, a przecież wiemy, że to biografia wyjątkowych osobowości : Zdzisława Beksińskiego – artysty grafika, malarza, fotografika  i jego syna Tomka Beksińskiego, znakomitego znawcy muzyki, felietonisty, dziennikarza, tłumacza… a także Zofii, żony i matki, która była kręgosłupem tej rodziny, kto wie czy nie równie ważnym…
                                                    

W pierwszej chwili wydaje nam się, że znamy takie domy, relacje rodzinne, problemy z wychowaniem dzieci, opieką nad starszymi 
i wtedy ze zdumieniem spostrzegamy odchylenia od tego co znamy, te różnice  zaczynają się mnożyć. I od tej chwili film nas porywa 
i trzyma w napięciu do końca… 
Kolejne kadry wciągają nas w swoisty danse macabre, jakim opętani byli obaj Beksińscy. 
Jeden rejestrując kamerą, kolejne śmierci domowników
i powielając ten temat w nieskończoność, w swoich obrazach. Drugi wieszając  sobie obrazy ojca i własne klepsydry, podejmuje kolejne próby odebrania sobie życia, do ostatniej, udanej …
którą zapowiada w ostatniej audycji radiowej pod koniec 1999 r., będącym równocześnie, ostatnim rokiem Milenium.
 Ktoś określił ten film jako „słodko- gorzki” , ja bym dodała : arcydzieło w oddaniu zwyczajności, która taką zwyczajnością nie jest… Przepiękne zdjęcia Kacpra Fertacza, znakomita muzyka. Dopiero teraz rozumiemy rozterki egzystencjalne Tomka, 
i obserwujemy osobowość autora makabrycznych obrazów…
Kiedyś zafascynowana postacią o.o. Dominikanina Józefa Marii Bocheńskiego przywłaszczyłam sobie jego ideę… Otóż nad biurkiem, przy który pracował,  przymocował maksymę 
Memento Mori (pamiętaj o śmierci) i uzasadnił to, twierdząc, 
że ten napis wymusza na nim nieustanne aktywne życie, w którym nie wolno zmarnować ani minuty, godziny , czy dnia…
Do dziś zasypiając , rozpamiętujemy czy udało nam się zrobić coś dobrego i obie z Ewą dziękujemy sobie wzajemnie za miniony dzień.
Dla mnie, ten film jest pysznym dodatkiem do wspomnień z wystaw Zdzisława Beksińskiego i nocnych audycji  „Trójki pod księżycem” i w ogóle Trójki, którą słuchałam namiętnie, gdzie Tomek Beksiński był współautorem wielu audycji.   
Pierwszy raz spotkałam się z malarstwem Beksińskiego w 1999 r. Po kolejnej domowej awanturze, złapałam torebkę i wybiegłam
 z domu. Wsiadłam w najbliższy pociąg i znalazłam się w Pałacu Opatów w Gdańsku- Oliwie…
Płynęły godziny, a ja nie mogłam oderwać oczu od obrazów, przerażenie na przemian mieszało się z fascynacją i rozpaczą. Płakałam, wtedy pasowały do mojego nastroju…
                                                   

















Teraz na półce pyszni się album z wystawy, a wizyta w muzeum w Sanoku zaowocowała plakatem 
i wpisem na blogu - 
http://boga-krym.blogspot.com/2012/07/2-lipca-2012-wyjezdzamy-z-koziegowek-o.html
Wciąż nie mogę zapomnieć Andrzeja Seweryna, Aleksandry Koniecznej 
i Dawida Ogrodnika, choć podzielam powszechny pogląd, że akurat rola Tomka została przerysowana.
Był normalnym „wariatem”, który tylko czasami wpadał w furię,
aby za moment cudną narracją zachęcać do słuchania muzyki.
                                                    
Wieloletnia praca w Czytelni Biblioteki dawała mi dostęp
do większości czasopism wydawanych w Polsce. Czytałam wszystko… w tym, kultowe felietony Tomka w „Tylko rock” – były tak bliskie rówieśnikom, osadzone w peerelowskiej  rzeczywistości , pamiętam je…
„Ostatnia Rodzina” nie wiem czemu, kojarzy mi się z Ostatnią wieczerzą, po której nastąpił złowieszczy koniec …w tym wypadku artystów. A poza tym,  jakiś koniec totalny … 
jakieś przeświadczenie, że prawdopodobnie nie wrócą już, niegdysiejsze rodziny ze swoim ciepłem, bliskością, miłością… 
coś się ewidentnie skończyło… i ten film też jest o tej inflacji uczuć… 
Tomek chciałby kochać, ale nie wie jak ? nie widział tego wśród swoich bliskich… może dlatego był dla nich gestapo i Hitlerem w jednym…
Czytam „projekt : PRAWDA” Mariusza Szczygła i na samym początku trafiam na dedykację :
” Naucz się pozyskać śmierć do życia, tato” 
                                                        


a w głębi, rozdział „ PRAWDA kogoś, kto żyje” Tą osobą jest Joanna Jurga pomysłodawczyni biodegradowalnej  urny…
cyt. fragment  jej wypowiedzi :
„ -UPEWNIJ SIĘ, ŻE ŻYJESZ, zapamiętaj !
- Mamy być uważni ?[M. Sz.]
– Tak. Bo kiedyś twarde dyski nam padną i będzie dramat. Liczy się to, co zapisane w nas. Kosho Murakami, mistrz zen, ale i fizyk teoretyczny, powiedział mi : bądź ! I mówi : bądźcie ! Bądźcie w tej kawie, w tym cukrze, bądźcie. Bo za chwilę może was nie być. 
I nic piękniejszego od nietrwałości nie ma. 
Trzeba ją zaakceptować, żeby lepiej być. […] „
                                                 

Joanna przestała robić zdjęcia, żeby nie " stawiać się w roli obserwatora. Kogoś z boku. " Zwiedziła kawał świata i " nauczyła się w tych podróżach być, a nie chować za obiektywem"...[...]
a do książki zachęcam wszystkimi zmysłami...
Wracając do filmu, który został wielokrotnie nagrodzony przez znawców, to my "smakoszki" bardzo go polecamy....

piątek, 14 października 2016

Zmiana

to było pod koniec lipca…

jeszcze  nie zamknęły się rozterki po wypadku , jeszcze wspomnienie wakacji gorące… wizyta dzieci z Luxembourga – przykro zakończona…


                            Bornholm... i całkowita beztroska...

Robimy kontrolę piersi, ja pierwsza, Ewa druga  i jest coś   :(  …
po piętnastu latach od amputacji , w jedynej piersi,  która jej została jest zmiana , nieregularna…
dalej to już szybko, kolejne badania, szybka diagnoza, kwalifikacja, szpital…
Wcześniej takie znaki : jesteśmy na północy Polski . Odwiedzamy groby moich bliskich . Idziemy do mojej mamy
a tam na płycie czarny kot, serce mi stanęło na jedną chwilę ,
ale podniósł  łeb … uff  po prostu się wygrzewał w zaciszu tui.



Po dziesięciu latach  milczenia , naprawiam relacje z siostrami,
 bratem… to zasługa Ewy i jednej dziewczyny....
Dzięki Paulinko.
26 sierpnia wynik biopsji …jeszcze go nie znamy…
 tego dnia ptak rozbija się o szybę naszej kuchni… jestem załamana.


Ewa (jest we Wrocławiu) każe mi sprawdzić  po chwili ,co się z nim dzieje -
Odleciał … co za ulga, był tylko ogłuszony. 
To dobry znak. Zawiązujemy łańcuch serc wśród najbliższych. To ogromna siła Miłości i Dobra… Same skupiamy się na prostych emocjach… Ja pochylona nad żelazkiem lub kuchnią. Ewa skupiona przed komputerem porządkuje stronę internetową kolegi i próbuje rozwiązać problemy wentylacji kanalizacyjnej „Babiego Lata” (mamy z tym niemały ambaras od pewnego czasu…) Gdzieś ponad spotykają się nasze spojrzenia, uśmiechamy się do siebie…. Staramy się poukładać sobie to co trudne. Razem podglądamy przez okna, chmary ptaków na stołówce naszej łąki.













13 września kolejna mastektomia…

 po...

Sprawdza się oswojona Ewy maksyma : 
Żyj dziś, bo wczoraj nie wróci a jutro może nie nadejść.

Kupujemy książkę  Davida Servana-Schreibera - „Antyrak. Nowy styl życia”. Dokonujemy całkowitej zmiany odżywiania. Od tej chwili koniec z pieczywem. Nie ma już na świecie mąki , ze zboża wolnego od  Roundupu i innych środków ochrony roślin, nie ma też kukurydzy bez GMO, podobnie jak, organicznej mąki orkiszowej. Z Japonii (dzięki  Kasi) dostajemy dwa rodzaje organicznej herbaty zielonej, to  Senchna i Matcha  (mają najsilniejsze działanie anty nowotworowe).
Koniec z mięsem i wędlinami produkcji przemysłowej. Kupujemy rośliny  bezpośrednio od  drobnych producentów.
Tak  ,w naszym codziennym bytowaniu nastąpiła zmiana. 
Tuż przed operacją jedziemy do katowickiego Kościoła św. Józefa  na koncert Chóru Filharmonii Śląskiej. Słuchamy niemieckiej muzyki chóralnej pod dyr. Georga Grüna
Jest przepiękny.






to tylko mały fragment mistrzostwa wykonania...

Po operacji, pierwsze słowa Ewy : czy jest męski odpowiednik imienia Ewa ?  wywołując wybuch śmiechu wśród towarzyszek  w cierpieniu na sali... : no co, przecież zrobili ze mnie chłopczyka... dodała. :)  
A gasnące lato obdarza nas bogactwem barw : nasze dalie kwitną cudnie, słoneczniki i astry  również. A begonie przy wejściu pochyliły głowy, jak najpiękniejsze róże. Dziś już wszystko ściął mróz.










Wieczorami rozpalamy kominek i sączymy wino…
Sycimy się takimi chwilami. Podglądamy niebo za oknem, pełnię księżyca , chwilę przed burzą, zachody słońca…









Wykopuję warzywa. Marchewka jest dorodna - NASZA bez nawozów. Sadzę kilkadziesiąt tulipanów, truskawki. Na sąsiedzką posesję  podchodzą dziki … rujnują całą łąkę w dwie noce… nic sobie nie robią z psa za ogrodzeniem…




Ewa bije się z myślami kilka nocy. W końcu podejmujemy decyzję : trzeba zrobić ogrodzenie. Tylko z jednej, południowej strony , pozostałe trzy to ogrodzenia sąsiadów.  Jedna sobota, w deszczu … Pomagają nam wszyscy : sąsiedzi, znajomi , przyjaciele. Ogrodzenie postawione.












oczywiście siatka ogrodzeniowa jest zielona, jak nasz dach....



jeszcze przed wszystkimi wydarzeniami zrobiłyśmy taką małą wyspę z traw i iglaków ...  (miskantus, kostrzewa sina, rozplenica, kosodrzewina i jodła koreańska)