Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

niedziela, 12 września 2021

Adrśpach Skalne Miasto


Wykorzystałyśmy ostatnie pogodne dni na wypady w fajne miejsca.  Od jutra znowu deszcze i chłody, ale też lubimy takie zmiany : kominek i książki kompensują niemożność wyjść. Mamy do wykorzystania jeden dzień i pond 300 km w jedną stronę. Nie możemy pozwolić sobie na nocleg (podopieczne...). Sprawdzamy możliwości nabycia biletów i kupujemy parking oraz wejście przez Internet. Wyjeżdżamy o świcie. Prowadzi nas podniecenie, radość w oczekiwaniu na emocjonujące przeżycia. Jedyny błąd, jaki popełniamy to ładujemy do plecaków stanowczo za dużo przedmiotów. To dźwiganie na szlaku potęguje zmęczenie. Ewa wzięła lornetkę i tablet. Ja kanapki, termos, jabłka, pled i aparat fotograficzny. Później z zazdrością popatrujemy na mijających nas turystów - bez bagaży. :) .Jest sporo ludzi. Jeszcze tylko słaba kawa (podobno Czesi taką piją) i ruszamy. Jest piękne słońce. Już na starcie spotykamy wzruszającą scenkę : ślub nad brzegiem jeziorka, który jest właściwie zalanym kamieniołomem. Państwo "młodzi", już dawno nie, świadkowie i urzędnik. Cicha muzyczka z telefony i przecudna scenografia.... zazdrościmy...ach... Robię zdjęcie tylko kaczce krążącej na wodzie. Rozpoczynamy naszą 3,5 kilometrową wędrówkę wytyczonym szlakiem. Skalne miasto jest oszałamiające. Jesteśmy zachwycone. Ja zaskoczona ogromem skał (Ewa już tu była wiele lat temu). Ogromne głazy pokryte mchem w nieziemskim kolorze. Korzenie drzew skamieniałe, jak krwioobieg oplatające kamień. Trudno robić zdjęcie w takim tłumie i nie oddaje trójwymiarowości skał ale coś tam utrwalam na zimowe wieczory. Skały noszą nazwy : Głowa cukru (którą turyści podpierają patyczkami i szyszkami), Plac słoni, Kochankowie, Starosta i Starościna, Żółw i wiele innych. Wzdłuż szlaku snuje się potok Metuje. Docieramy do Dużego i Małego wodospadu. W trakcie wspinaczki po schodach, wielokrotnie przepuszczamy innych łapiąc oddech. Są też takie po których ze strachu schodzę tyłem. Docieramy do wejścia na taras widokowy. Prowadzą do niego metalowe stopnie w górę... Rezygnujemy. Wiem, że nie mam siły tam wejść. Jeszcze pod koniec wędrówki, czeka mnie niemały stres, kiedy docieramy do wąskiej szczeliny z przejściem i na pierwszy rzut oka myślę, że się nie przecisnę a na perspektywę powrotu do wejścia nie mam siły. Ale udało się, mimo mojej znacznej nadwagi...  :(  Po trzech godzinach, wreszcie wychodzimy. Odpoczywamy w słońcu, przytulam Ewę dziękując ze szczęścia... do domu docieramy nocą...