Adam Mickiewicz

...dwie podróże czekają na Ciebie,
Jedna z duszy w wir świata,
druga powrót w siebie"
Adam Mickiewicz

czwartek, 12 lipca 2012

KERCZ, KURORTNOJE


8 lipca
Następnego dnia rano udaje nam się wyjechać z biwaku przez ogrodzenie rozsupłane przez nas (druciana siatka) . Dzięki temu możemy częściowo ochronić Ewuni samochodzik przed uszkodzeniem. Wcześniej przytrzaskuję sobie palec drzwiami od samochodu, ale dzięki Ewuni, która proponuje przyłożyć zimny kompres ze świeżo nabranej ze studni wody, ból jest do wytrzymania a później mija. Tego dnia podejmujemy decyzję ominięcia Mikołajowa i dotarcie do Teodozji /Fiedosii – to też około 400 km. Po drodze zatrzymujemy się w Mikołajowie i siedzimy podczas największej gorączki w restauracji. Ładujemy sobie telefony, nawigację i siedzimy w Internecie. Ewunia rozmawia przez gg – dowiaduje się co w domu, trochę smutnieje. Do Fiedosii docieramy nocą, jest około 22:00 .Szukamy noclegu. Udało się, nocujemy na dziko na podwórku gościa, który udostępnia kemping po 200 hrw., ale go nie ma i zanim się pojawia wyjeżdżamy do Kerczu. Wcześniej próbujemy w kilku Goscinnicach i Hotelach ale ceny są porażające : od 300 do 950 hrw. za jedną noc. Nawet jedziemy obejrzeć pokój z jednym z naganiaczy (obiecuje pokój za 200 hryw.) ale właściciel domu chce nam wynająć nie mniej niż na 3 dni. Odmawiamy. Przy okazji idziemy nocą nad morze : to nasze pierwsze spotkanie :) - jest cieplutkie, pod stopami kamyki...
Śpimy atakowane przez komary, rano zwijamy się , gdzieś o 5ej i jedziemy 110 km do Kerczu.  Po drodze zatrzymujemy się na miejscowym odpuście, gdzie naszą uwagę przykuwają Panie Policjantki na szpilkach... Uśmiałyśmy się wyobrażając sobie jak łapią, bądź gonią przestępców... Dojeżdżamy do cudnej plaży w słońcu, zostawiamy samochodzik w cieniu drzewa. Udaje nam się dać aparat fotograficzny do ładowania, również zamrażamy wkłady do lodówki a sympatycznej sprzedawczyni lodów dajemy w prezencie perfumy „Być może” , które tutaj ponoć są hitem ( z informacji na innych blogach o Krymie). To rozkoszny czas, morze błękitne , po drodze mijamy domy przeważnie pomalowane na błękitno , prześliczne, widać po nich greckich przodków. Robimy pyszne śniadanko w takt szumu fal, i rześkiego zefirka, który schładza temperaturę powietrza do 24,C . Jest cudownie. Przyglądamy się wielu starszym ludziom, którzy wczesnym rankiem przychodzą popływać i wracają do swoich spraw. Gdzieś około 11: 00 pojawia się młodzież i typowi plażowicze. Dookoła skały, widoki przecudne....nawet nie podejrzewamy, jakie jeszcze zobaczymy...































 Ewunia nawiązuje kontakt z kąpiącą się panią, która poleca nam jeszcze piękniejszą plażę w odległej o zaledwie 21 km wsi Kurortnoje... Jedziemy tam. Droga masakryczna : dziury, kamienie, żwir po prostu Ewa w pewnej chwili stwierdza, że po tej trasie samochód będzie się nadawał już tylko do sprzedaży. Jak docieramy, przed nami otwiera się plaża północna : to Morze Azowskie, fale ogromne. Zbieramy najpiękniejsze muszelki świata !!! Rozbijamy namiot i robimy kolację : mamy melona i czerwone wytrawne wino... Jest zachód słońca, fale biją o brzeg... gramy w remi brydża – Ewa mnie ogrywa od Kerczu... po przeczytaniu informacji w przewodniku dowiadujemy się, że w tej miejscowości jest lecznicze słone jezioro i źródła siarczanowe. Zresztą co i rusz widzimy jakichś osobników miejscowo pomazanych błotem. Następnego dnia rano, po śniadanku idziemy plażą do tego miejsca. Bierzemy leczniczą kąpiel w błocie, ale robimy coś awangardowego : zdejmujemy staniki, bo błoto jest naprawdę straszne ...capi, że nie można wytrzymać i boimy się, że nie dopierzemy strojów. Błoto na naszym ciele działa jak strój płetwonurka …. nawet wzbudzamy na tyle akceptację , że w drodze powrotnej, jakieś plażowiczki cykają nam fotki..
..








Po południu wracamy do Teodozji....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz